Mineralne cienie Annabelle Minerals

niedziela, września 27, 2015

Mineralne cienie Annabelle Minerals

Paleta barw cieni od Annabelle Minerals to istna feeria kolorów od tych bardzo naturalnych poprzez pastelowe aż do ciemnego grafitu. Ja, w swojej kolekcji posiadam ich pięć - Ice Cream, Candy, Cardamon, Lollipop oraz Lavender. 



Cienie mineralne a zwłaszcza te sypkie są na początku czasem trudne do okiełznania. Jednak gdy już to zrobimy- malowanie nimi to czysta przyjemność. Cienie od Annabelle są mocno napigemntowane i trwałe - ale aby lepiej przylegały do powieki - stosuję je na bazę. Tak nałożone - trzymają się na oczach cały dzień.


Do ich nakładania posiadam pędzelek od Annabelle Minerals ale Wy możecie je nakładać dowolnym pędzelkiem. Po prostu wysypujemy odrobinę cienia na wieczko , zanurzamy pędzelek i następnie lekko go otrzepujemy z nadmiaru cienia. W ten sposób, nie będzie nam się oprószał. 

Moim ulubionym kolorem jest Cardamon - to bardzo letni, soczysty i dość odważny odcień - coś pomiędzy limonką a musztardą. Buzia uzyskuje blasku i latem pięknie współgra z opalenizną, 


Lubie też łączyć dwa odcienie delikatny pastelowy Lollipop oraz ciemniejszy wrzosowy Lavender. te dwa odcienie idealnie się ze sobą łączą i współgrają kolorystycznie. 


Kiedy potrzebuję bardzo delikatnego i naturalnego makijażu, sięgam po dwa stonowane kolory - Candy oraz Cream. Powodują, że makijaż jest lekki, praktycznie niewidoczny a jednak nasza uroda jest delikatnie podkreślona. Poniżej widzicie na powiekach kolor Candy. 


Cream to chłodniejsza wersja Candy - lubię kiedy oczy są tylko delikatnie zaznaczone - usta maluję wtedy mocno aby buzia była bardziej wyrazista. To bardzo kobiecy kolor w połączeniu z seksowną pomadką. Nadaje buzi świeżości i z pewnością odejmuje lat.  


Mineralne cienie od Annabelle Minerals to aż 17 odcieni w 3g słoiczkach. Mogą byś stosowane na sucho lub na mokro - aby podbić ich kolor. 

Naturalne składniki takie jak mika oraz jedwab, nie podrażniają delikatnej skóry wokół oczu. Nasze cienie, tak jak wszystkie kosmetyki Annabelle Minerals, to produkty naturalne, pozbawione konserwantów, odpowiednie dla każdego typu cery. Dodatkowo dwutlenek tytanu (tzw. biel tytanowa), który jest naturalnym filtrem przeciwsłonecznym zapewnia ochronę UVA/UVB na poziomie 15 SPF. 

Składniki: Mica, Titanium Dioxide, Silk, Kaolin, CI 77499, CI 77491, CI 77266


Minerały od Annabelle są cenowo bardzo przystępne, bowiem duży słoiczek kosztuje 29,90 zł a całkiem niedawno, marka otworzyła stacjonarny sklep (ul. Mokotowska 51/53 Warszawa), gdzie na miejscu możecie poprosić o dobór idealnych dla Was odcieni. 

A jeśli nie jest Wam po drodze do warszawy, kosmetyki możecie kupić w sklepie internetowym Annabelle Minerals. 
Limitowana kolekcja Mariusz Przybylski dla ARTDECO

piątek, września 25, 2015

Limitowana kolekcja Mariusz Przybylski dla ARTDECO

Po raz pierwszy w historii marki Artdeco jeden z czołowych, polskich projektantów mody brał udział w tworzeniu kolekcji kosmetyków do makijażu. Z tej okazji zaprojektował limitowaną kasetkę magnetyczną, która została ozdobiona motywem piór. Kasetki magnetyczne Ouattro Box od Artdeco i ich piękne weszły już na stałe do kanonu limitowanych kolekcji a ta od Mariusza Przybylskiego jest elegancka i klasyczna jak cała najnowsza kolekcja marki. 


I taka też jest kolorystyka kosmetyków w kolekcji Mariusza Przybylskiego dla Artdeco - bardzo stonowana i klasyczna. Opiera się głównie na matowych odcieniach, które pozwolą stworzyć zarówno delikatny, dzienny makijaż jak i wieczorowy z efektem "smoky eyes”.


Do kasetki Quattro Box możemy włożyć 4 cienie, które znajdują się w kolekcji lub róż i jeden cień. Ponieważ z całej kolekcji moje serce podbił właśnie róż i jeden z cieni (odcień 205) to w mojej kasetce są właśnie te dwa kosmetyki. Cena samej kasetki to 39,90 zł, a każdy pojedynczy cień kosztuje 25,50 zł.

Cienie są mocno napigmentowane i bardzo trwałe - nie potrzebujemy już bazy (nawet tej słynnej od Artdeco) aby utrzymywały się na naszych powiekach przez cały dzień. Mamy tutaj dwa opalizujące i kontrastowe kolory - metaliczny beż (wpadający w szarość) oraz metaliczny granat oraz dwa matowe cienie w dwóch kolorach szarości. To idealne połączenie kolorów nada naszym oczom jesienny "look". 


Moje serce podbiła też niesamowicie satynowa pomadka Lip Passion w odcieniu 39 - to piękny przydymiony róż, którego kolor dosłownie stapia się z ustami (jest lekki i niewyczuwalny na ustach) i niesamowicie je nawilża. Myślę, że ja prezentuję się w niej niesamowicie interesująco i bardzo kobieco. Cena pomadki to 49,50 zł.


Róż, to typowy mat - dość chłodny ale bardzo dziewczęcy. Podkreśli delikatną urodę blondynek i da pazura brunetkom. Magnetyczny róż do kasetki kosztuje 39,90 zł.


W kolekcji Mistrza Przybylskiego mamy również konturówkę i kredkę do oczu. Jako, że nie używam kredek do oczu to postanowiłam, że będę nią malować... brwi, bowiem jest w idealnym dla mnie odcieniu grafitowej szarości, który współgra z moimi naturalnymi brwiami. Dodatkowo kredka jest niesamowicie trwała i tak pomalowane brwi czy zrobiona nią kreska na oku, będą trzymały się aż zmyjemy makijaż płynem do demakijażu.

Konturówka natomiast to dość mocny i odważny odcień - ja nakładam ją na całe usta jak pomadkę. Tak nałożona jest nie do zdarcia- można jeść, pić i nawet całować się a kolor pozostanie na ustach dając piękny i trwały mat. Cena wodoodpornej konturówki to 35,50 zł a wodoodpornej kredki do oczu 32,50 zł. 


Limitowana kolekcja,która powstała ze współpracy Artdeco z Mariuszem Przybylskim to definitywnie "must have" tej jesieni. To również piękna i kobieca kampania ze zjawiskową Olą Kowal. Za zdjęcia do kampanii odpowiedzialni są fotografowie Daniel Duniak i Grzegorz Korzeniowski, za fryzurę Oli - Piotrek Rawicz-Mikułowski natomiast o makijaż zadbał mistrz i makijażysta Artdeco Tomek Kozak.


Według mnie to bardzo kobieca ale i za razem seksowna kolekcja - opalizujące cienie idealnie będą nadawały się na wieczorowe wyjścia a maty na co dzień. Aksamitna pomadka idealnie nawilży nasze usta w pierwsze jesienne chłody i nada im piękny kolor a konturówkę i kredkę do oczu możemy stosować wedle naszego uznania - np. tak jak ja to zrobiłam i kredki do oczu używam do podkreślania brwi. Zresztą same zobaczcie jak się prezentuje róż, konturówka i kredka na mojej twarzy.

Czy jest coś z kolekcji Mariusza Przybylskiego dla Artdeco co Was szczególnie urzekło? Macie już swoich faworytów?

Bad Girl czyli theBalm Cindy-Lou Manizer

środa, września 23, 2015

Bad Girl czyli theBalm Cindy-Lou Manizer

Tę dziewczynę i jej złą siostrzyczkę Mary-Lou zna chyba każda kosmetykoholiczka. Słynne rozświetlacze od theBalm podbiły serca kobiet na całym świecie no i podbiły również i moje. 


Rozświetlacz Cindy-Lou Manizer to produkt wielofunkcyjny. Możesz go stosować na policzki, oczy lub na całą twarz i ciało. Kosmetyk odbija światło, dzięki temu Twoja cera będzie wyglądała promiennie i młodo. Efekt możesz stopniować od delikatnego rozświetlenia, do pięknej "tafli".

Skład: Mica, Polymethylsilsesquioxane, Silica, Isoeicosane, Polyethylene, Boron Nitride, Polyisobutene, Ptfe, Synthetic Wax, Dimethicone. May Contain [+/- Titanium Dioxide (Ci 77891), Iron Oxides (Ci 77491), (Ci 77492), (Ci 77499), Tin Oxide, Carmine (Ci 75470)]


Cindy-Lou to rozświetlacz z różowo-brzoskwiniowymi podcieniami - nałożony na policzki idealnie nadaje się jako róż - nadając kolor ale i lekką taflę. Można stopniować jego moc - im więcej tym błyszcząca tafla będzie mocniejsza. Ja, z uwagi na niedoskonałości nie mogę go nakładać zbyt dużo, bowiem lubi je podkreślić. Jest bardzo delikatny i miałki - nie oprósza się podczas aplikacji pędzlem - jego nakładanie to istna bajka a trwałość jest wyjątkowa - cały dzień utrzymuje się na miejscu i nawet bibułka matująca nie jest mu straszna. 


Nie posiada drobinek - twarzy nadaje efekt macicy perłowej mieniącej się w świetle to na różowo, to na brzoskwiniowo. Makijaż uzyskuje dziewczęcy i zdrowy wygląd i każda z nas staje się Cindy-Lou. Do tego przesłodkie i nietuzinkowe opakowanie i możemy ruszać na podbój świata. Ja swoją Cindy-Lou mam ze sklepu Let's Beauty a kosztuje 64,90 zł.

Bo mniej znaczy więcej czyli kosmetyki Less is More

wtorek, września 22, 2015

Bo mniej znaczy więcej czyli kosmetyki Less is More

Moda na organiczne kosmetyki trwa. Zwłaszcza na te do włosów - bo przecież zdrowe włosy i skóra głowy oznaczają, że i w naszym organizmie zostanie przywrócona równowaga, jeśli nie będziemy stosowały szamponów czy odżywek zawierających szkodliwe składniki.


Less is More to pierwsza gama certyfikowanych organicznych produktów do pielęgnacji i stylizacji włosów rodem z Austrii – stworzona przez dr Doris Brandhuber i Hannesa Trummera. Innowacyjne formuły produktów zawierają wyłącznie naturalne składniki, wybrane ze względu na ich skuteczność, czystość i optymalną tolerancję przez zarówno skórę jak i środowisko: otrzymane z odnawialnych źródeł i od certyfikowanych organicznych hodowców. 

Less is More oznacza skoncentrowanie się na istocie rzeczy - Funkcjonalność. Czystość. Organiczność. Wszystkie kosmetyki Less is More są bez syntetycznych konserwantów, zapachów, barwników, wyrobów petrochemicznych, silikonów i siarczanów.


Z bogatej oferty skalpu OrganicAll postawiłam m.in. na Spray wykańczający do włosów z kwiatem lipy. Spray do włosów obok szamponu i odżywki to moja nieodłączna pielęgnacja. Mam puszące się włosy i po umyciu muszę jeszcze wilgotne spryskać sprayem aby zapobiec puszeniu i sterczącym antenkom. Gładka fryzura - to jest to, co lubię. Spray ma mocno ziołowy zapach - rzeczywiście wyczuwam tutaj nie tylko kwiat lipy ale i wyciąg z czystka. który jest rośliną leczniczą o najwyższej zwartości polifenolów w Europie (większej niż zawarta w czerwonym wina czy zielonej herbacie). Działa anty-oksydacyjnie, chroni włosy i wzmacnia skórę głowy.

Spray nie tylko nabłyszcza i zapobiega skręcaniu się włosów, ale również doskonale nawilża i wygładza włosy z tendencją do puszenia się czy też skręcania. Nie obciąża przy tym włosów no i jest bardzo wydajny. Miałam go ze sobą podczas wakacji w Grecji i idealnie pielęgnował włosy po morskiej kąpieli w wilgotnym klimacie. 


Szampon wygładzający z wyciągiem z malwy to mój kolejny wybór z organicznej pielęgnacji Less is More. Ma śliczny zapach - coś jak szampon jajeczny który kiedyś był na rynku - pachnie jak lekko słodkawy kogel-mogel. Do tego przyjemnie i delikatnie się pieni i niesamowicie nawilża i wygładza nawet najbardziej suche włosy. Odnoszę wrażenie, że po jego zastosowaniu nie musiałabym użyć już odżywki - włosy są tak miłe i delikatne w dotyku. 

Zawiera:
Olej z nasion dzikiej róży
Tłoczona na zimno, bogaty w podstawowe, wysoce nienasycone kwasy tłuszczowe omega-3 i omega-6 (kwas linolowy, kwas alfa-linolenowy), jak również kwas retinowy i witaminę E. Bardzo skuteczny dla suchych i zniszczonych włosów i skóry głowy.

Ekstrakt z malwy
Już w starożytności liście i korzenie malwy były cenione za swoją wysoką zawartość śluzu. Dodają włosom jedwabistości, nawilżają i odżywiają.

Olej kokosowy
Bogaty w kwasy tłuszczowe, głęboko wnikające w strukturę włosa, nawilża i odżywia je od wewnątrz.


Do szamponu dobrałam sobie bliźniaczą odżywkę wspomagającą jego działanie, czyli Odżywkę do włosów wygładzającą z malwą. Odżywka pachnie tak samo przyjemnie jak szampon ale ma gęstszą i bardziej treściwą konsystencję. Nie potrzebowałam jej wiele aby równomiernie pokryć swoje krótkie włosy. Trzymałam ją na włosach ok. 3 minut i spłukiwałam a włosy były tak miękkie jak nigdy dotąd. Myślę, że stosowanie taki zestawów do pielęgnacji, gdzie jeden wspomaga działanie drugiego to najlepsze rozwiązanie. Odżywka również zawiera wymienione wyżej składniki, które utrzymują moje niesforne włosy w ryzach. jeśli szukacie mega nawilżenia suchych i skłonnych do puszenia włosów, to ten zestaw od Less is More jest idealnym rozwiązaniem.


Do Grecji zabrałam ze sobą kosmetyki Less is More w opakowaniach podróżnych - balsam do włosów oraz Żel do stylizacji z Mascobado, bez którego nie wyobrażam sobie udanej stylizacji w greckich warunkach. Żel podobnie do spray'u do włosów ma dość mocny i wyczuwalny ziołowy zapach, jest lekki, nie zlepia włosów ale fajnie utrwala fryzurę i prostuje moje kręcone z natury włosy. 

Żel zawiera nad wyraz ciekawe składniki:
Cukier trzcinowy Mascobado - tradycyjny nierafinowany cukier trzcinowy z Filipin. Pozyskiwany z ekologicznej produkcji i importowane z poszanowaniem zasad sprawiedliwego handlu. Zawiera cenne minerały, w tym wapń, magnez, cynk, żelazo, fosfor. Nadaje włosom formę i siłę.

Miód leśny - cenny miód leśny z naturalnego rezerwatu w Górnej Austrii Mühlviertel. Dodaje włosom wilgoci, odżywia i pielęgnuje włosy.

Świeży sok z aloesu - nawilża włosy i skórę głowy, wspomaga odnowę komórek skóry, działa chłodząco i kojąco.

Jeśli szukacie nietuzinkowych organicznych kosmetyków do pielęgnacji oraz do stylizacji włosów to koniecznie zajrzyjcie do oferty Less is More w sklepie OrganicAll
Ochrona w wielkim mieście czyli Clarins UV Plus Anti-Pollution SPF 50

piątek, września 18, 2015

Ochrona w wielkim mieście czyli Clarins UV Plus Anti-Pollution SPF 50

Czytelniczki mojego bloga doskonale wiedzą, że od kilku lat borykam się z dużymi przebarwieniami na twarzy. Dlatego też wysoka ochrona przed promieniowaniem słonecznym i czynnikami środowiskowymi to dla mnie podstawa codziennej pielęgnacji. Pod podkład zawsze stosuję krem z wysokim filtrem, a podczas tegorocznych wakacji w Grecji nie ruszałam się nigdzie bez posmarowania buzi a szczególnie miejsc z przebarwieniami kremem z SPF 50.


Nowością na rynku jest Clarins UV Plus Anti-Pollution SPF 50 czyli Ultra Delikatny Filtr Miejski. To kompletna ochrona skóry twarzy odporna na działanie agresywnych czynników miejskich i środowiskowych dla zachowania młodej, promiennej i jednolitej cery. Krem tworzy na skórze niewidoczny film ochronny, który zabezpiecza ją przed szkodliwym działaniem promieni UV, negatywnym wpływem wolnych rodników oraz zanieczyszczeniem środowiska. 

Innowacyjne połączenie kompleksu ochronnego przeciw zanieczyszczeniom środowiska oraz organicznych ekstraktów roślinnych z żankiela alpejskiego i melona kantalupa, wykazuje silne działanie przeciwutleniające zarówno na powierzchni, jak i na głębszych poziomach skóry, skutecznie zapobiegając jej przedwczesnemu starzeniu. Testowany dermatologicznie. Przebadany okulistycznie. 


O dobry i lekki jednocześnie krem z wysokim filtrem jest trudno. Do tej pory znane mi kremy pozostawiały okropny tłusty lub biały film na twarzy, co wyglądało nieestetycznie podczas plażowania a nałożenie makijażu było kompletnie niemożliwe. 

W przypadku kremu Clarins UV Plus Anti-Pollution SPF 50 mamy połączenie lekkiego i delikatnego kremu, który nawilża ale i delikatnie matuje skórę, no i najważniejsze - nie bieli jej jeśli dokładnie go wsmarujemy i wklepiemy opuszkami palców. Nałożenie na niego podkładu to czysta przyjemność. bowiem idealnie współgra z każdym podkładem i nie powoduje nadmiernego obciążenia skóry. 


Tę malutką (30 ml) buteleczkę możemy mieć zawsze przy sobie - jest poręczna i lekka i nie zajmuje dużo miejsca w kosmetyczce. Sam krem to bardziej emulsja - jest rzadszy niż tradycyjne kremy z wysokim filtrem, które zazwyczaj są ciężkie, gęste i maziste. Do tego ma bardzo przyjemny zapach z kwiatową nutą. 

W Grecji sprawdził mi się doskonale - przebarwienia nie pogłębiły się (smarowałam je punktowo kremem Clarins a pozostałą część buzi filtrem z SPF 30 aby chociaż trochę musnęło mnie słońce) a teraz, kiedy jestem po zabiegu ich usunięcia i głębokim złuszczaniu skóry to właśnie nim chronię twarz przed poparzeniem słonecznym. Dodam tez, że krem idealnie nadaje się do skóry z problemami - nie powoduje wysypu pryszczy i nie blokuje porów. Jest po prostu niewidocznym ekranem chroniącym naszą skórę. Clarins UV Plus Anti-Pollution SPF 50 kosztuje 145 zł a możecie go kupić online w sklepie internetowym Clarins <KLIK KLIK>

Kwitnąca premiera czyli Shiseido Ever Bloom

czwartek, września 17, 2015

Kwitnąca premiera czyli Shiseido Ever Bloom

Zapach kobiety to jest to, co często ją definiuje. Są kobiety, które przez całe życie używają tych samych perfum, są też takie, które zmieniają je w zależności od pory roku, pogody czy czy też humoru. Ja należę do tych drugich - lubię eksperymentować z zapachami i chociaż lubuję się raczej w słodkich i ciężkich zapachach, to latem i wiosną sięgam po lżejsze nuty - świeże i kwiatowe.


Wykreowany przez AURÉLIEN GUICHARD zapach Ever Bloom od Shiseido definiuje kobietę ulotną, zwiewną zupełnie jak prima ballerina - lekko stąpającą w swoich pointach po deskach sceny - kobietę, której sylwetka będzie tkwiła w Twojej pamięci jeszcze długo - nawet, kiedy zniknie za kurtyną w fali oklasków. 


Ever Bloom zwodzi nas od samego początku - najpierw odnosimy wrażenie, że to po prostu oczywisty, znany nam dobrze kwiatowy zapach. Ale nic mylnego - po chwili, na naszym ciele rozgrywa się istna wojna akordów zapachowych. Nie jest to klasyczna linearna sekwencja znanych nam nut głowy, serca i bazy. Zapach charakteryzuje się bowiem unikalną piramidą zapachu opracowaną wyłącznie dla Shiseido. Najpierw na pole bitwy wkracza tzw. Radiance Accord (cyklamen, lotos, esencja różana), który wnosi czyste, naturalne, wrażenie hipnotyzującej świeżości, następnie ustępuje miejsca tzw. Presence Accord (kwiat pomarańczy, gardenia, ekskluzywne piżmo Sylkolide), który wyraża czułość, uzależnienie, zmysłowość. 


Ever Bloom to zapach dedykowany dla każdej z nas - niezależnie od naszego wieku. To zapach dla kobiety eterycznej ale i zmysłowej, takiej, która chce najpierw oczarować mężczyznę a dopiero potem go uwieść. 


Jeśli szukacie ciekawego i niesamowicie kobiecego zapachu, to przechodząc obok półek z perfumami w drogerii Sephora sięgnijcie i powąchajcie premierowy zapach Shiseido Ever Bloom, który powinien Was oczarować i zaczarować. 

Cena flakonika 30 ml EDP / 214 zł; 50 ml EDP / 306 zł; 90 ml EDP / 423 zł. Shiseido Ever Bloom dostępny jest w sprzedaży od 14 września.