Kolejny Fruity bubel czyli pachnąca wisienką fuksja

poniedziałek, stycznia 20, 2014

Kolejny Fruity bubel czyli pachnąca wisienką fuksja

Po przepięknym pachnącym lakierze od Fruity, który okazał się bublem w kwestii zmywania, przyszedł czas na kolejny kolor z tej serii. Tym razem na tapetę poszła fuksja o zapachu wiśni. 


I tutaj znowu mamy do czynienia z fatalnym zmywaniem lakieru - lakier ten co prawda nie ma drobinek jak jego poprzednik ale podczas zmywania i długo po jego zmyciu mamy różowa płytkę paznokcia. 

W dodatku ten odcień podkreśla nierówności płytki i chociaż ma ładny metaliczny kolor fuksji, wysycha w 3 minutki, to z nim również się pożegnałam. Mini lakierki od Fruity to koszt 6 zł, można wypróbować ale w sumie po co?

Ostatnio widziałam je również w Drogerii Hebe jakby ktoś się jednak na nie skusił.

Warsztaty z Lirene czyli wizyta w siedzibie i laboratorium Dr Irena Eris

sobota, stycznia 18, 2014

Warsztaty z Lirene czyli wizyta w siedzibie i laboratorium Dr Irena Eris

Takie spotkania organizowane przez marki kosmetyczne lubię i cenię najbardziej. Bowiem jest to połączenie przyjemnego z pożytecznym. W ubiegły wtorek, wraz z zaprzyjaźnionymi blogerkami udałyśmy się na wycieczkę do raju, czyli siedziby firmy Eris w Piasecznie.


Oprócz prezentacji nowości marki Lirene a jest to seria kremów przeciwzmarszczkowych PROTECT dedykowanych różnym grupom wiekowym 25+, 35+, 45+, 55+, 65+ - wzięłyśmy udział w warsztatach w specjalnie stworzonym dla nas laboratorium. Ubrane jak prawdziwi chemicy - w okularki oraz fartuchy - miałyśmy sklasyfikować, na podstawie konsystencji bazy i zapachu olejków eterycznych, kremy dla różnych grup wiekowych, co wbrew pozorom nie było takie proste. 


Miałyśmy też okazję być w głównym laboratorium marki, które ja nazwałam "miejscem, gdzie dzieje się magia" - tam właśnie tworzone są wszystkie produkty Eris, Lirene i Under Twenty przed trafieniem na taśmę produkcyjną i na półki sklepowe. Po drodze zajrzałyśmy też do laboratorium testów in vitro, gdzie kosmetyki są testowane na hodowlach komórkowych (a nie na zwierzętach). Bowiem testy in vivo, czyli na probantach, są prowadzone w Warszawie w Pałacyku Eris przy ul. Puławskiej.


Następnym punktem programu było wyjaśnienie nam pojęcia glikacji na przykładzie... bezy, bowiem po zjedzeniu posiłku bogatego w cukier prosty, stężenie glukozy we krwi wzrasta a insulina nie radzi sobie z jej przetwarzaniem, wtedy to cząsteczki glukozy przyłączają się do białek w komórkach i je niszczą. To właśnie jest proces glikacji. Dlatego też zostałyśmy poczęstowane najlepszą jaką jadłam w życiu bezą a potem dekorowałyśmy swoje własne beziki, które zabrałyśmy do domu. Czyli glikacja została blogerkom zapewniona w 100%.


Oprócz słodkości, był również suto zastawiony "paśnik", bowiem po całym dniu blogerki były głodne jak wilki i z wielką ochotą poddałyśmy się ploteczkom przy pysznym jedzonku.


Jak zwykle dziękuję Ani i Magdzie - naszym Paniom Eriskom - za fajne popołudnie a dziewczynom za bezcenne pogaduchy. Do następnego!!!

W odcieniu khaki czyli cień Catrice Liquid Metal Gold Leaf Me

piątek, stycznia 17, 2014

W odcieniu khaki czyli cień Catrice Liquid Metal Gold Leaf Me

Od dawna miałam chrapkę na cienie Liquid Metal od Catrice. W końcu zdecydowałam się na kolor Gold Leaf Me... który kompletnie nie jest w moim guście ale co tam - nie mogę ciągle malować się na fioletowo :) Wybrałam metaliczny odcień khaki. I muszę przyznać, że chyba w takim makijażu też wyglądam całkiem nieźle. Do jego wykonania, oprócz cienia od Catrice, użyłam cieni z paletki Dior i według mnie to połączenie jest wręcz idealne.  


Cienie Liquid Metal są bardzo mocno napigmentowane, jedwabiste i łatwo się je aplikuje pacynką lub pędzlem. Dość długo utrzymują się na powiekach (chociaż Diory bez bazy to porażka) a pojedynczy cień kosztuje ok. 17 zł. Mam ochotę na inne kolory i chyba niedługo się skuszę.


Mineralny kamuflaż czyli korektor mineralny Lily Lolo w kolorze nude

czwartek, stycznia 16, 2014

Mineralny kamuflaż czyli korektor mineralny Lily Lolo w kolorze nude

Moja przygoda z minerałami trwa nadal - drugi post będzie o korektorze mineralnym od Lily Lolo. Przyznam szczerze, że do tej pory stosowałam korektory wyłącznie tradycyjne i w dodatku kamuflujące - mam przebarwienia, krostki, które chcę idealnie zakryć ale nie zaklajstrować, bowiem w przypadku wyprysków takie "klajstrowanie" wcale im nie pomaga a tylko może pogorszyć sytuację.


Od korektora oczekuję głównie mocnego krycia - czy zatem korektor mineralny - sypki od Lily Lolo taki jest? Dla siebie wybrałam kolor NUDE - idealny dla mojej karnacji - jest dość jasny, bezowy - bez pomarańczowych czy różowych podcieni. Nakładam go pędzelkiem z paletki korektorów od Shiseido, która straciła już swoją ważność ale to własnie nim idealnie omiatam miejsca do zakamuflowania.

tak wygląda mój pędzelek do korektora mineralnego od Shiseido

Ciekawostką jest to, że za pomocą tego korektora możemy fantastycznie stopniować kamuflowanie niedoskonałości bez obawy, że napaćkamy go zbyt dużo jak to często bywa w przypadku tradycyjnych korektorów - bo wtedy krostki stają się jeszcze bardziej widoczne. Dodatkowo, zakamuflowane miejsce jest pięknie zmatowione - korektor nie spływa nam z buzi jak tradycyjne korektory, nie waży się ale musimy pamiętać aby podczas aplikacji użyć niewielkiej ilości i lekko "omiatać" niedoskonałość stopniując kamuflowanie poprzez bardzo delikatne wcieranie.

Oto macie dwa przykłady - nałożyłam warstwę korektora na dłoń pełną pieprzyków - oczywiście na mojej suchej dłoni korektor jest nadal lekko widoczny ale za to pieprzyków nie ma i już. Kosmetyki mineralne należy jednak nakładać na dobrze nawilżoną skórę - to podstawa ich sukcesu.


Nałożony na podkład (w tym przypadku chciałam pokazać efekt przy średnio kryjącym i lekko nawilżającym podkładzie od IsaDora) - czyli na już "zagruntowaną" twarz - idealnie stapia się z nią i praktycznie nie ma śladu po przebarwieniach czy krostach. Według mnie, uzyskany w ten sposób efekt jest świetny i naturalny. Dodatkowo korektor pozytywnie wpływa na wypryski - nie zatyka porów, daje im oddychać a w ten sposób mamy gwarancję, że nie urosną jeszcze większe :)

Korektor jest bardzo wydajny - duże 20 ml opakowanie kosztuje w sklepie Costasy 42,90 zł - jeśli chcemy w bezpieczny sposób maskować nasze niedoskonałości, to jest to według mnie dobry wybór. Chociaż do specyficznej - sypkiej konsystencji korektora mineralnego należy się przyzwyczaić i opracować sobie dobrą metodę jego aplikacji.

po lewej buźka "raw beauty", w środku tylko z podkładem od IsaDora, po prawej z użyciem korektora Lily Lolo
Kosmetyczny Japan Style czyli balsam do ust YU-BE

wtorek, stycznia 14, 2014

Kosmetyczny Japan Style czyli balsam do ust YU-BE

Kosmetyki z Japonii są nowością na naszym rynku. Dewizą Concept Store SHIROI jest wybór najlepszych marek o sprawdzonej skuteczności, opartych na najwyższej jakości naturalnych składnikach. Japońskie marki kosmetyczne zachwycają formułami zawierającymi skoncentrowane składniki, które z jednej strony zachowują naturalną barierę ochronną skóry a z drugiej stymulują ją do regeneracji. 


Marka YU-BE to jedna z najbardziej popularnych marek kosmetycznych w Japonii. Teraz kosmetyki te dostępne są również i w Polsce, dzięki zespołowi Shiroi. 

Z nawilżaniem ust jestem od dawna na bakier - a niestety zimowa porą z moich ust robią się często okropne suchotniki. Rzadko używam sztyftów czy pomadek ochronnych bowiem jakoś nie mam do nich przekonania. Znam słynny Carmex który sprawdził się doskonale zeszłej zimy ale w tym sezonie postanowiłam wypróbować balsam ochronny prosto z Japonii.


To rzeczywiście preparat, który działa jak opatrunek na usta - po nałożeniu czujemy "lekkie mentolnięcie" dziki zawartości kamfory w kosmetyku (mój Carmex też dawał takie uczucie chłodu ale był w tubce i przypominał trochę gęstą maść). Balsam YU-BE dobrze rozprowadza się na ustach i lekko wchłania. Już po jednym zastosowaniu grubszej warstwy na noc, rano po suchych skórkach nie ma śladu a przy regularnym stosowaniu z peelingiem do ust np. od Pat&Rub możemy cieszyć się zdrowymi i nawilżonymi ustami nawet w największe mrozy.

Cena balsamu to 23,50 zł, dla porównania Carmex kosztuje ok. 10 zł za tubkę. Tej zimy YU-BE z pewnością będzie moim sprzymierzeńcem ale jednak w przyszłości powrócę do Carmex.

Balsam do ust YU-BE to terapia nawilżająca do ust z tendencją do przesuszenia. Balsam zawiera tylko naturalne składniki, które zapewniają odpowiednie nawilżenie i odżywienie delikatnej skóry ust narażonej na niekorzystne czynniki zewnętrze, jak wiatr, przebywanie w klimatyzowanych pomieszczeniach, niska temperatura, itd.

Dzięki skoncentrowanej zawartości gliceryny, kamfory i witaminy E przywraca spierzchniętym ustom odpowiedni poziom nawilżenia i odżywia skórę. Wyciąg z aloesu i masła Shea łagodzą podrażnienia i zapewniają Twoim ustom komfort przez cały dzień.

Tusz Growing Lashes od Kobo Professional czyli mega naturalne rzęsy

poniedziałek, stycznia 13, 2014

Tusz Growing Lashes od Kobo Professional czyli mega naturalne rzęsy

Growing Lashes od Kobo Professional to tusz z odżywką stymulującą naturalny wzrost rzęs. Innowacyjny składnik WidelashTM w sposób widoczny wzmacnia strukturę i pobudza wzrost rzęs. Efekt natychmiastowy: intensywna głębia koloru, wydłużone i pogrubione rzęsy. Efekt po 4 tygodniach regularnego stosowania w naturalny sposób do 3 razy większa objętość rzęs.


Ostatnio kosmetyki od Kobo Professional zdominowały moją kosmetyczkę - wcześniej nie znałam tej marki ale co raz bardziej się do niej przekonuję. Co prawda ten tusz nie do końca spełnia obietnice producenta - bowiem kompletnie nie pogrubia rzęs, to jednak uzyskany efekt jest według mnie genialny - jest to bowiem efekt bardzo naturalnych rzęs - praktycznie nie widać go na rzęsach a jednak je wydłuża i lekko podkręca (co w przypadku moich sztywnych rzęs jest praktycznie niewykonalne). Nie skleja ich, nie oprusza się i nie trzeba ich rozczesywać. Dodatkowo atutem jest jego niska cena - 18 zł.


Zbyt krótko go używam, aby napisać czy rzeczywiście pobudza wzrost rzęs ale u mnie praktycznie to jest niemożliwe bowiem na mnie kompletnie nie działają magiczne preparaty obiecujące ten efekt.

Jeśli od tuszu oczekujecie mega pogrubienia rzęs to nie jest to produkt dla Was - jednak mi ten efekt wystarcza - nie czuję się za bardzo zmalowana a w dodatku tym tuszem nie można sobie zrobić krzywdy, czyli napaćkać go zbyt dużo i wyglądać jak z kabaretu.