Niszcz pryszcz na bogato czyli Eisenberg Masque Purifiant

czwartek, stycznia 09, 2014

Niszcz pryszcz na bogato czyli Eisenberg Masque Purifiant

Do tej pory o kosmetykach od Eisenberg czytałam na blogach Agata Ma Nosa i Piękność Dnia - w końcu i ja otrzymałam do przetestowania kosmetyki idealnie dopasowane to mojego typu cery. Jednym z nich była maska oczyszczająca przeznaczona do cery problematycznej - Masque Purifiant. Wiedziałam, że kosmetyki od Eisenberg są produktami z wysokiej półki ale przyznam szczerze, że na początku kompletnie nie znałam jej ceny, póki nie zapytałam o nią tuż przed publikacją recenzji. Ale o cenie będzie później.


Kremowa maseczka wzbogacona Glinką Zieloną i Kaolinem, które wchłaniają nadmiar sebum oraz Rozmarynem, który reguluje i oczyszcza. jej działanie przywracające równowagę wzmacniają wyciągi z Wierzbownicy i  Pniarka. Już po pierwszej aplikacji pory są zwężone, a skóra stonizowana i gładka.
  • Regeneruje, stymuluje, dotlenia: Formuła Trio-­‐Moléculaire® (Enzymy -­ Cytokiny, Biostymuliny)
  • Wchłania sebum, oczyszcza i remineralizuje: Zielona Glinka i Kaolin
  • Reguluje wydzielanie sebum, łagodzi i ściąga: Wyciąg z Wierzbownicy
  • Reguluje wydzielanie sebum, zwęża pory: Wyciąg z Pniarka
  • Działa przeciwutleniająco, sprzyja syntezie kolagenu, rozświetla: Witamina C
  • Oczyszcza skórę, reguluje wydzielanie sebum: Wyciąg z Rozmarynu
  • Neutralizuje wolne rodniki, łagodzi: Witamina E



Najpierw stosowałam maskę jak... tradycyjną maskę - dwa-trzy razy w tygodniu nakładałam ją na całą twarz  i po 20 minutach zmywałam ciepłą wodą - rzeczywiście nie tylko zmniejszała pory, regulowała wydzielanie sebum, uspokajała skórę i rewelacyjne ją oczyszczała z zaskórników. Potem doczytałam na opakowaniu, że można ją stosować punktowo, jako tzw. SOS na pojawiające się wypryski i to był strzał w dziesiątkę. Zastosowana na noc na krostki  - unicestwiała je w tempie piorunującym (tym sposobem maska stała się niesamowicie wydajna) chociaż wyglądałam śmiesznie wykropkowana na zielono. Do tej pory, oprócz pasty cynkowej Lassari (zrobię o niej oddzielny post) to najlepszy kosmetyk niwelujący powstające wypryski i zapobiegający powstawaniu nowych. Niestety, w przyszłości raczej nie będzie mnie na nią prędko stać.


Maska lekko zastyga na skórze ale nie tworzy skorupy jak tradycyjne glinki, ale zapach ma właśnie przypominający glinkę. Dobrze rozprowadza się po skórze i całkiem niezłe spłukuje. 

Niestety nie jest to produkt na każda kieszeń - maska jest bardzo droga, jak zresztą wszystkie ekskluzywne produkty od Eisenberg - 75 ml opakowanie kosztuje bowiem 245 zł.

Przed wczoraj byłam u koleżanki, która kiedy zapytałam jakich kosmetyków ostatnio używa, to odpowiedziała, że właśnie wydała ponad 1000 zł w Sephorze na Eisenberga oraz Rexaline. Czyli są kobiety, które stać na takie produkty, więc mam nadzieję, że ta recenzja pomoże im w podjęciu decyzji. Jeśli macie zasobny portfel oraz bardzo problematyczną cerę jak moja, to maska ta może stać się Waszym wybawieniem. 

Zakupy w colorowo.pl i lakier Colour Alike PZN Jeżyce

środa, stycznia 08, 2014

Zakupy w colorowo.pl i lakier Colour Alike PZN Jeżyce

Część z Was zapewne skusiła się na kilka lakierów od Colour Alike podczas ostatniej wielkiej jednodniowej promocji w sklepie colorowo.pl - ja tez padłam jej ofiarą i zamówiłam 5 lakierów. Za wszystkie z przesyłka zapłaciłam ok. 37 zł.


Dzisiaj przedstawiam Wam holograficzny odcień z serii PZN czyli Jeżyce - to cudowny fiolet iskrzący się tysiącem drobinek - dla mnie ideał. Dwie warstwy kryją idealnie w dodatku zaskoczyła mnie szybkość wysychania lakieru ale to domena praktycznie wszystkich holosi. Schną szybciutko. Jeśli chodzi o trwałość to nie będę ściemniać - jeszcze nie wiem bo dopiero pomalowałam mim paznokcie ale ja mam to szczęście, że u mnie praktycznie każdy lakier trzyma się około tygodnia więc w jego przypadku pewnie też tak będzie. Wszystkie zdjęcia zrobione są z fleszem, bowiem dopiero sztuczne światło oddaje urodę tego lakieru. 

Podkład na medal czyli super krycie z Anti-Age Make-Up od Glazel Visage

wtorek, stycznia 07, 2014

Podkład na medal czyli super krycie z Anti-Age Make-Up od Glazel Visage

Kiedy otrzymuję do testów "w ciemno" kosmetyki (zwłaszcza podkłady) zawsze mam obawę, że kolorystyka będzie do bani. Mam dość jasny, lekko beżowy odcień skóry i ciężko trafić z idealnym dla mnie kolorem. Tym razem Glazel Visage (nie wiem jakim cudem) spisał się na medal - otrzymałam kolor nr 3 - piękny jasny beż - mój kolor bez dwóch zdań.


Podkład zamknięty jest w ładnej szklanej i dość ciężkiej buteleczce ze szpatułką - nie jestem wielką fanką szpatułek bo póki podkładu jest dużo - bez problemu go wydobywamy ale im go mniej - zaczynają się schody. Dodatkowo podkład jest bardzo gęsty i kremowy i już widzę jak się będę męczyć z nim, kiedy zacznie mi go ubywać. Ale na razie o tym nie myślę, bowiem mam go od miesiąca. 


Tak jak napisałam - jest gęsty, kremowy i przez to bardzo wydajny - już niewielka jego ilość jest potrzebna do idealnej aplikacji - najpierw nakładam go palcami a potem stempluję twarz beauty blenderem aby podkład idealnie stopił się z moją skórą. Podkład nie waży się w ciągu dnia, nie robi na buzi tapety, nie zostawia smug, nie podkreśla suchych skórek i idealnie utrzymuje się na twarzy przez calusieńki dzień.

Krycie jest obłędne - specjalnie zrobiłam dla was zdjęcia, kiedy moja twarz była pokryta okropnymi siniakami po zabiegu dermatologicznym i po nałożeniu podkładu od Glazel - jest nie do poznania - same przyznacie, że efekt jest spektakularny (nie stosowałam kompletnie korektora). Podkład delikatnie nawilża skórę, wygładza drobne zmarszczki i lekko matuje. Nie jest to mat idealny bowiem podkład ten nie jest podkładem matującym ale po zastosowaniu pudru fixującego np. od Essence czy Vichy - przez jakieś 4 - 5 godzin nie świecę się kompletnie. 

Podkład nie zapycha porów - to również wielka zaleta a więc jeśli szukacie super krycia na miarę Revlon Color Stay ale ez efektu maski to ten podkład jest ideałem - cena za butelkę 30 ml to 39 zł. Dla mnie w ostatnim czasie to podkład bez którego nie wychodzę na ulicę.

Moja przygoda z mierałami czyli cienie prasowane Lily Lolo Shrinking Violet

niedziela, stycznia 05, 2014

Moja przygoda z mierałami czyli cienie prasowane Lily Lolo Shrinking Violet

Właśnie rozpoczęłam swoją przygodę z kosmetykami mineralnymi Lily Lolo. Przyznam szczerze, że kiedy otrzymałam propozycję współpracy z Costasy to byłam w siódmym niebie, bowiem od dawna podziwiałam wpisy na ich temat u Agowe Petitki, Idalii oraz Candy Killer.

W końcu i ja mam swoje Lily Lolo i cieszę się jak głupia. Jeśli chodzi o cienie, to postawiłam na prasowane - z sypkimi (z moim "talentem" mogłabym sobie nie poradzić). Mój wybór padł na Shrinking Violet (po wpisie Idalii wiedziałam, że muszę je mieć) - to duet składający się z delikatnego, lekko połyskującego cielistego koloru połączonego z przydymionym fioletem. Duet wręcz stworzony dla mnie. 

zdjęcie zrobione z fleszem
zdjęcie w dziennym świetle
zdjęcie z fleszem
i w świetle dziennym

Cienie zamknięte są w malutkim i poręcznym opakowaniu, nie mają dołączonej pacynki ale ja nakładam je pędzlem. Podczas aplikacji nie oprószają się i nie kruszą, są bardzo aksamitne i całkiem nieźle napigmentowane. Powiem tak - nie można sobie nimi zrobić krzywdy, nawet jeśli nie jest się mistrzem pędzla tak jak ja. Z ich pomocą maluję oczy dosłownie w kilka minut i za każdym razem mi się to udaje - dawno nie miałam cieni, z którymi tak dawałabym sobie radę. Nie stosowałam ich z bazą ale bez bazy utrzymują mi się na oczach około  6-8 godzin - uważam, że to bardzo dobry wynik.

Cena cieni prasowanych Lily Lolo to 44,90 zł.

Pomadka Kobo Professional Fashion Colour czyli koralowy szyk

piątek, stycznia 03, 2014

Pomadka Kobo Professional Fashion Colour czyli koralowy szyk

Pomadki od Kobo Professional z serii Fashion Colour ostatnio należą do moich ulubionych - mocno napigmentowane kolory, aksamitne wykończenie i niska cena - 15,99 zł to wszystko czym kuszą. Tym razem postawiłam na odcień kompletnie inny od tych, które najczęściej wybieram (czyli róże i fuksje) - jest to kolor Coral Chic. I oprócz mocnej fuksji to chyba odcień, który również mi pasuje.


Pomadki nie podkreślają suchych skórek, nawilżają usta a kiedy usuniemy ich nadmiar chusteczką - uzyskujemy ładny i subtelny mat. 

Pomadki Fashion Colour to zdecydowane kolory i doskonale podkreślone usta. Kremowa formuła wzbogacona o liczne składniki odżywcze, ochronne i pielęgnacyjne, nadaje miękkość i gładkość oraz przedłuża trwałość pomadki. Zawiera filtry ochronne UV. Waga 3,8g. Występuje w 12 odcieniach. 

Podsumowanie roku czyli moje hity 2013 - pielęgnacja i makijaż

sobota, grudnia 28, 2013

Podsumowanie roku czyli moje hity 2013 - pielęgnacja i makijaż

Rok 2013 obfitował w wiele bardzo udanych i dobrych kosmetyków, które nie tylko doskonale sprawdziły się na mojej problematycznej skórze (pielęgnacja) jak i takich, które idealnie idealnie wpasowały się w mój makijażowy gust - oto przegląd moich hitów kończącego się roku 2013 w kategorii pielęgnacja twarzy i makijaż.


Pielęgnacja twarzy:

Oczyszczanie i tonizowanie skóry w tym roku należało bezwzględnie do Yoskine - normalizujący żel i tonik okazały się duetem doskonałym - pełna recenzja znajduje się tutaj. Kosmetyki te okazały się nie tylko mega wydajne ale też idealnie oczyszczały i odświeżały skórę twarzy. Ze spokojnym sumieniem mogę polecić je nawet najbardziej wymagającym osobom.



Najlepszym kremem do twarzy okazał się regenerujący krem na noc od Love Me Green - aktualnie testuję również krem na dzień i póki co mam podobne spostrzeżenia - mega nawilżenie, ultra delikatność i cudowny zapach - niedługo napiszę Wam więcej o tym produkcie. Ostatnio otrzymałam w gwiazdkowym prezencie od Love Me Green drugie opakowanie kremu noc - niezmiernie się cieszę bo go uwielbiam.


Serum do twarzy to definitywnie LiftActiv 10 od Vichy - lekko napina skórę, nawilża ją i wzmacnia działanie kremu - to rzeczywiście "must have" dla kobiet po trzydziestce.


Pielęgnacja oczu to również seria Vichy Liftactiv 10 - Serum Oczy i Rzęsy - pięknie rozświetla spojrzenie, redukuje drobne zmarszczki i dodatkowo ma zbawienny wpływ na nasze rzęsy i brwi - to multifunkcyjny kosmetyk do nawet najbardziej wrażliwych oczu.


W walce z pryszczami najlepiej rozprawiał się w tym roku enzymatyczny peeling od Organique - może nie ma najpiękniejszego zapachu ale rzeczywiście działa - świetnie oczyszcza skórę z zaskórników, reguluje nadmiar sebum, delikatnie złuszcza i skórę dodając jej blasku. 


Makijaż:

Podkładem roku okazał się Lumene Triple Stay - ulubieniec blogerek - świetne krycie, brak efektu maski, długotrwały mat, to jest to, do czego wszystkie dążymy. Kolor Perfect Beige okazał się dobry dopiero latem ale co z tego - ten podkład po prostu jest doskonały.


Najlepsza i najukochańsza pomadka, to oczywiście NYX Matte w odcieniu Shocking Pink - ma tak niesamowicie intensywny kolor, że nie da się obok mnie przejść obojętnie kiedy jestem nią umalowana. To już moje drugie opakowanie :)


Najlepszym pudrem do wykończenia makijażu okazał się Benefit Hello Flawless - daje idealne i mocne krycie a co najważniejsze piękny i satynowy mat na wiele wiele godzin. To rzeczywiście puder z efektem photoshop'a.


Jeśli chodzi o cienie, to ulubieńcem roku została Catrice Absolute Nude - to taki Naked dla ubogich (obok Lovely) ale za niewielką cenę mamy śliczne, naturalne kolory i całkiem niezłą jakość.


Co prawda lakiery nie do końca należą do kategorii makijaż, ale po prostu muszę je ponownie pokazać - tutaj mam swoich dwóch ulubieńców i króluje oczywiście Douglas - oto cudowny biały lakier White Beach i mega czerwień In Love With...34. Nie są ideałami jeśli chodzi o wysychanie (ech) ale kolory według mnie są warte uwagi i znalezienia się w rankingu moich hitów.



Tusz do rzęs to oczywiście Propel My Eyes od NYX - idealnie radzi sobie z moimi krótkimi rzęsami, lekko je pogrubia i podkręca, co w przypadku moich rzęs jest dużym sukcesem.