Bezpieczne opalanie z mleczkiem Organicum od Helfy

piątek, czerwca 29, 2012

Bezpieczne opalanie z mleczkiem Organicum od Helfy

Tuż przed samym wyjazdem do Bułgarii, sklep Helfy, z którym współpracuję już od jakiegoś czasu przesłał mi do testów przeciwzmarszczkowe łagodzące mleczko po opalaniu Organicum z serii Sun - tureckiej firmy, którą poznałam dzięki szamponowi z hydrosolami. Od razu zapakowałam je do walizki no i co? Uratował moją skórę nie tylko po bezpośrednim przedawkowaniu słońca ale uchronił ją również przed łuszczeniem się kiedy już byłam w Polsce. W Bułgarii - mleczko stosowałam z moją przyjaciółką Kasią - i to są również jej spostrzeżenia.


Ale zacznijmy od początku...

Co przeczytamy o tym produkcie na stronie sklepu:
ORGANICUM: Przeciwzmarszczkowe, nawilżająco- łagodzące mleczko po opalaniu
Idealna formuła przeciwzmarszczkowa i nawilżająca.
Mleczko po opalaniu ORGANICUM działa kojąco na skórę, przywraca optymalny poziom wilgoci.
Pogłębia i utrwala opaleniznę, redukuje oparzenia słoneczne i łagodzi podrażnienia.

NIE ZAWIERA SZTUCZNYCH BARWNIKÓW, Parafiny, LANOLINY, TŁUSZCZU ZWIERZĘCEGO

INCI: 
Aqua, Vitis Vinifera Leaf Extract, Olea Europea Leaf Extract, Sesamum Indicum Seed Extract, Rosmarinus Officinalis extract, Salvia Officinalis extract, Caprylic Capric Triglicerid, Glyceril Stearate&Ceteareth-20&Ceteareth-12&Cetearyl Alcohol&Cetyl Palmitate, Vegetable Glycerine, Stearic acid, Cetyl Cetearyl Alcohol, Tocopheriyl Acetate, Methylisothiazolinone&Phenoxyethanol, d-panthenol, Essential Oils.

Na kartonikowym opakowaniu, które nie jest niestety w języku polskim mamy całe szczęście naklejkę:


RECENZJA

Opakowanie - duża lekka 100ml tuba zapakowana w kartonik - całość jest w języku tureckim, ale dystrybutor zadbał o polskie oznaczenia produktu.


Zapach - mmmmm cudowny - zarówno mnie i Kasi przypomina zapach mango i ciut papai - bardzo egzotyczny i lekko słodki - skóra potem pachnie nim przed bardzo długi czas.

Konsystencja - no właśnie - wyłącznie z tym miałyśmy problem, bowiem jest to jednak mleczko o dość rzadkiej konsystencji - po przy wyciskaniu go z tuby wylewa się i musiałyśmy uważać, aby nie upaćkać wszystkiego dookoła, również podczas jego nakładania na ciało. Czasem się to nie udawało i krople mleczka spadały nam na dywan. Jednak po nabraniu wprawy oraz po przyzwyczajeniu się do jego rzadkiej konsystencji nie sprawiało nam to już potem kłopotu. Przez tę konsystencję jest również mało wydajny - przez dwa tygodnie codziennego stosowania - moja tuba jest już praktycznie pusta.


Aplikacja - mleczko stosowałyśmy po kąpieli tuz po zejściu z plaży po wielu godzinach leżenia na słońcu. W chwili obecnej jestem już w Polsce ale nadal go używam po wieczornym prysznicu aby po pierwsze utrwalić opaleniznę oraz aby ustrzec ją przed "schodzeniem".


Efekt/Działanie - tu jestem niesamowicie zaskoczona - po spieczeniu się na tzw. raczka - po raz pierwszy po zastosowaniu tego właśnie produktu mogłam w nocy spać bez bólu przy przekręcaniu się na drugi bok oraz wkładając ubranie :) Po przedawkowaniu słońca nie da się tego uniknąć a tutaj skóra po prostu była lekko czerwona a na drugi dzień ładnie brązowiała i przy dotyku nic nie bolała. W dodatku już mija tydzień - opalenizna jest śliczna, brązowa a skóra nie łuszczy się i nie schodzi. Jestem w 100% przekonana, że to własnie zasługa mleczka Organicum oraz kremów Lirene z filtrem, które stosowałam do opalania. Jednak aby w pełni przetestować działanie łagodzące mleczka - przez dwa dni zrobiłam mega głupotę i opalałam się na tzw. żywca - bez kremów ochronnych no i efekt był taki, że mleczko przydało się  idealnie. Jedynym jego minusem jest jego konsystencja ale działanie w pełni rekompensuje tę niedogodność. Nie zauważyłam specjalnych właściwości przeciwzmarszczkowych bowiem zmarszczek jeszcze nie posiadam ale właściwości łagodzące są wręcz niesamowite.


Cena - 42,00zł - nie jest zbyt niska ale po pierwsze mamy tutaj w pełni organiczny kosmetyk a po drugie działanie nie jest wyłącznie obietnicą producenta. 

Czy kupiłabym go ponownie - z pewnością - jeśli tylko będę wybierała się na wakacje w ciepłe rejony - mleczko Organicum na 100% pojedzie ze mną - teraz tylko jemu powierzę swoją skórę po opalaniu.


Dziękuję sklepowi Helfy za przekazanie kosmetyku, zapewniam Was, że ten fakt nie miał wpływu na moją ocenę.
Golden Rose Liquid Powder Mineral Foundation - Podkład mineralny w płynie

środa, czerwca 27, 2012

Golden Rose Liquid Powder Mineral Foundation - Podkład mineralny w płynie

Jako testerka produktów Golden Rose (dzięki portalowi Uroda i Zdrowie) mogłam sobie wybrać jeden dowolny kosmetyk - taki, który zaciekawił mnie najbardziej. I jako maniaczka podkładów wszelkiej maści - mój wybór od razu padł na Liquid Powder Mineral Foundation czyli Podkład mineralny w płynie. I wszystko byłoby pięknie, gdyby nie fakt, iż wybrałam sobie za jasny odcień 03 - i wściekła jestem na siebie, bowiem podkład w testach wypadł bardzo dobrze ale niestety wysmarowania tym podkładem wyglądam po prostu jak Pierrot i podkład niestety powędrował do mojej koleżanki, która ma jeszcze bledszą skórę ode mnie. Przynajmniej ona może się teraz cieszyć jego niewątpliwymi walorami.


Ale wróćmy do samego podkładu.
Co mój o nim producent na swojej stronie:

Ultra lekki podkład mineralny GR nie obciąża skóry ponieważ nie zawiera konserwantów, substancji zapachowych oraz talku i wosków.
Podkład zapewnia doskonałe krycie - „bez efektu maski". Idealnie dopasowuje się do naturalnego odcienia skóry powodując, że staje się niewidoczny, a cera jest świeża i rozświetlona.
Dzięki niezwykłej mocy zawartych 8 minerałów: Tlenek cynku, Mika, Kaolin, Krzemionka, Cynk, Miedź, Mangan oraz Magnez, podkład tworzy barierę między skórą i środowiskiem, pozwalając skórze oddychać.
Zawiera przeciwutleniacze - Witamina A i E, które chronią przed czynnikami zewnętrznymi oraz opóźniają procesy starzenia się skóry.
Specjalne połączenie naturalnych olejków: masło Shea, olejek Macadamia, skwalen i olejek jojoba, odżywiają i nawilżają skórę jednocześnie zapewniają jedwabistą, gładką cerę.
Wodoodporny, bezzapachowy, nie zatyka porów,
Testowany dermatologicznie.

Właśnie ten opis zadecydował o tym, że chciałam go wypróbować - i co? Pomimo źle dobranego odcienia - jest to produkt prawie idealny. A w dodatku cena - 24,90 zł za 35ml tubkę zachęca mnie do tego, abym w końcu kupiła sobie odpowiedni kolor - jak tylko odnajdę go w drogerii - bowiem koniec z kupowaniem w ciemno!!!

RECENZJA

Opakowanie - duża (większa niż standardowe 30ml opakowania) tubka zawierająca 35ml podkładu. Z bardzo wygodną i higieniczną pompką do dozowania nawet najmniejszej ilości podkładu. Opakowanie jest estetyczne, eleganckie - jak większość produktów Golden Rose - wielki plus za ten fakt.


Konsystencja - średnio gęsta, treściwa - coś pomiędzy Lirene City Matt a Pharmaceris z Laktoflawiną (moimi ulubieńcami)

Zapach - nie wyczuwam żadnego zapachu.

Aplikacja - podkład bardzo dobrze rozsmarowuje się po skórze twarzy, nie pozostawia smug, zacieków, nie rolkuje się i nie waży a za pomocą Beauty Blendera uszykujemy praktycznie idealny lekki makijaż - z bardzo dobrym kryciem.

Efekt/Działanie - tutaj wylistuję - co ciekawe same plusy no poza ta wpadką z kolorem :(
  • bardzo dobre krycie - można je porównać do Revon Color Stay ale to też zależy od ilości jaką nałożymy na buzię - przy subtelnym nałożeniu krycie jest słabsze.
  • nie robi efektu maski czy tez szpachli jak kto woli ale musimy uważać z ilością - najlepiej użyć Beauty Blendera - wtedy efektu maski na bank nie uzyskamy - przy nakładaniu palcami niestety może tak się zdarzyć.
  • trzyma się na buzi nawet do 8 godzin z bardzo ładnym efektem zmatowienia skóry
  • nie podkreśla suchych skórek
  • nie zapycha porów
  • zawiera filtr SPF15 
  • daje ładne, aksamitne wykończenie

Skład: Water, Cyclopentasiloxane, Ethylhexyl Hydroxystearate, Dimethicone/ Vinyl Dimethicone Crosspolymer,1,3-Butylene Glycol, Isononyl Isononanoate, Phenyl Trimethicone, Sodium Chloride, Cetyl Peg-Ppg-10/1 Dimethicone, Trimethylsiloxysilicate, Silica Dimethyl Silylate, Hydrogenated Jojoba Oil, Butyrospermum Parkii, Macadamia Ternifolia Seed Oil, Squalane, Capryl Glycol, Sodium Dehydroacetate, Kaolin, Retinyl Palmitate, Tocopheryl Acetate, Aluminum Hydroxide, Silica, Boron Nitride, Zinc Aspartate, Copper Aspartate, Magnesium Aspartate, Manganese Aspartate, 
Active Ingredients:Ethyl Hexylmethoxycinnamate, Zinc Oxide, May Contain (+/-): Mica, Ci:77891 (Titanium Dioxide), Ci: 77491 (Iron Oxide Red), Ci: 77492 (Iron Oxide Yellow), Ci: 77499 ( Iron Oxide Black) (15.01.2012)

Reasumując - za niewielką cenę otrzymaliśmy dobry jakościowo produkt w bardzo ładnym i estetycznym opakowaniu. Szkoda, że nie trafiłam z kolorem mojego podkładu, bo z pewnością należałby do moich ulubionych. 

Akcja "Zostań testerką produktów Golden Rose" została przeprowadzona z udziałem portalu dla kobiet Uroda i Zdrowie.

Dax Perfecta Oczyszczanie - Enzymatyczny Peeling z minerałami morskimi

środa, czerwca 20, 2012

Dax Perfecta Oczyszczanie - Enzymatyczny Peeling z minerałami morskimi

Od czasu do czasu, kiedy nie traktuje swojej skóry mocnym ścierakiem robię sobie peeling enzymatyczny. To doskonały sposób na pozbycie się zaskórników i innych wszelkich nieprzyjaciół a skóra po takim zabiegu jest ładnie oczyszczona, gładka i gotowa na przyjęcie ulubionego kremu.


Ostatnio mój wybór padł na peeling Dax Perfecta Oczyszczanie bowiem do firmy Dax mam wielkie zaufanie i po raz kolejny nie zawiodłam się na ich kosmetyku.

Peeling zamknięty jest w saszetce, która starcza mi dokładnie na 3 aplikacje na całą twarz (chociaż produkt pełnowymiarowy jest w tubie o gramaturze 60ml).

Skład: Aqua, Hydrogenated Poly-1-Decene, Isopropyl Myristate, Glyceryl Stearate, Steareth-25, Ceteth-20, Stearyl Alcohol, Glycerin, Sodium Chloride, Papain, Sodium Carbomer, Dimethicone, Xantan Gum, Aloe Barbadensis, Carthamus Tinctorius, Prunus Amygdalus Dulcis, Tocopheryl Acetate, Ascorbyl Palmitate, Linoleic Acid, Sea Salt, Allantoin, Carbomer, Sodium Hydroxide, Disodium EDTA, BHA, Ethylparaben, Methylparaben, 2-Bromo-2-Nitropropane-1,3-Diol

Delikatny peeling z enzymem proteolitycznym pozyskiwanym z papai polecany dla osób w każdym wieku, do pielęgnacji cery bardzo suchej, wrażliwej, skłonnej do podrażnień i pękających naczynek. Wyjątkowo łagodnie usuwa martwe komórki naskórka, wygładza powierzchnię skóry i niweluje wszelkie niedoskonałości cery. Zawiera minerały morskie, odżywczy koktajl z witamin E - C - F, a także łagodzący i nawilżający aloes.

Stosuję ten peeling dwa razy w tygodniu - jak tylko na twarzy mam wysyp drobnych krostek i nie mogę użyć peelingu drobnoziarnistego lub zrobić mikrodermabrazji aby ich nie poroznoscic po całej twarzy. W ten sposób szybko i skutecznie likwiduję tę "kaszkę" a skóra nie jest przy tym podrażniona jak po zwykłym ziarnistym peelingu.

Peeling Dax ładnie pachnie, ma lekką, kremową konsystencję i pięknie się rozsmarowuje. Po około 30 minutach zmywam go ciepłą wodą lub płynem micelarnym a skóra wyraźnie - z godziny na godzinę poprawia swój koloryt, pory są dobrze oczyszczone a drobne krostki delikatnie wysuszone i znikają praktycznie już na drugi dzień. Jako ekspertka w produktach dla osób z problematyczną skórą - peeling Dax Perfecta stawiam wysoko w rankingu peelingów enzymatycznych. 

Cena opakowania 60ml to tylko 13,00 zł - niewiele a robi tak dużo :)
Bo depilacja nie musi być koszmarem z Braun Silk-épil 7 Wet & Dry

środa, czerwca 06, 2012

Bo depilacja nie musi być koszmarem z Braun Silk-épil 7 Wet & Dry

Nigdy dotąd do depilacji ciała nie używałam depilatora. Naczytałam się i nasłuchałam bowiem opowieści, które na długie, długie lata skutecznie zniechęciły mnie do tego urządzenia. A cóż to takiego było? No więc, że depilacja za pomocą depilatora boli jak diabli, że okolice bikini to w ogóle nie nadają się do depilacji depilatorem, a przy goleniu pach krzyczy się wniebogłosy. A najgorsze jest to, że podobno potem włoski wrastają i mamy z tym ogromny problem.


Kiedy kilka tygodni temu otrzymałam zapytanie, czy nie chciałabym wypróbować depilatora Braun Silk-épil 7 Wet & Dry  - nie zawahałam się jednak ani przez moment - górę wzięła moja ogromna ciekawość, czy rzeczywiście depilator jest tak straszny jak go malują. Jeśli tak to co - najwyżej napiszę o tym a depilator powędruje na półkę. Kiedyś usłyszałam od masażysty, który wykonywał masaż z elementami akupresury, że mam wysoki próg bólu - więc może depilator jest jednak produktem stworzonym dla mnie. 


No i w końcu przyszła paczuszka - ładne i bardzo estetyczne opakowanie a w środku:
  • wodoodporny i bezprzewodowy depilator Braun Silk-épil 7 Wet & Dry (śliczny kobiecy design w brokatowe drobinki);
  • 5 różnych nakładek, które stosujemy w zależności od tego którą część ciała depilujemy;
  • chusteczki Olay do stosowania przed depilacją bowiem schładzają i zmiękczają skórę (co ciekawe ja depiluję się bez ich użycia);
  • instrukcję obsługi;
  • przewód zasilający;
  • szczoteczka do czyszczenia depilatora;
  • poręczny woreczek, w którym możemy przechowywać depilator i zabierać go ze sobą np. na wakacje.

A teraz kilka fachowych słów od producenta:

Wodoodporny i bezprzewodowy depilator Silk-épil 7 Wet & Dry zostal zaprojektowany tak, by podczas kąpieli i pod prysznicem usuwac najdrobniejsze i najkrotsze wloski (dlugosci 0,5 mm), jednoczesnie zapewniając poczucie komfortu. Skora pod wplywem cieplej wody odpreza sie a jej wrazliwosc na bol się zmniejsza . Dzieki temu depilacja w wodzie jest znacznie przyjemniejszym zabiegiem niz depilacja na sucho, a skora pozostaje gładsza i mniej podrazniona. Ekspertom marki Braun udalo sie zniwelować dyskomfort, jaki odczuwaja kobiety podczas usuwania wloskow. Teraz w zaciszu własnego domu moga osiagnac efekt perfekcyjnie gladkiej skory nawet do 4 tygodni. 

Depilator Silk-épil 7 Wet &Dry jest bezprzewodowy, co zapewnia pelna swobode ruchow i wygode stosowania pod prysznicem lub w wannie. Natomiast skuteczna depilacje w każdych warunkach gwarantują rozwiazania technologiczne, m.in.: 
  • System Close-Grip to 40 par peset zaprojektowanych tak, by pozostawać w bliskim kontakcie ze skórą. Pęsety chwytają wloski przy samej skorze, umozliwiajac skuteczne usunięcie najmniejszych włosków, nawet tych wielkosci ziarnka piasku. 
  • Ruchoma główka, ktora wychyla sie o 15 stopni w przód i w tyl. Dzieki temu lepiej dopasowuje się do ksztaltow kobiecego ciala, zapewniajac wiekszy komfort depilacji i pelna dokładność.
  • System masujący o wysokiej czestotliwosci pomaga zmniejszyc wszelkie odczucie dyskomfortu i stymuluje skore, dzięki czemu jest ona lepiej przygotowana do depilacji.
  • 5 rożnych nakładek, by zapewnic maksimum skutecznosci, dokladnosci i komfortu. Glowica goląca pozwala na delikatna depilacje na sucho. W miejscach szczegolnie wrazliwych, jak okolice bikini i pachy, doskonale spisują sie dwie nasadki z otworami roznej wielkosci i trymer z głowica golaca. Natomiast ruchoma nasadka EfficiencyPro zapewnia bliski kontakt ze skora, zawsze przyjmując optymalna pozycje pracy, by skora byla jeszcze gladsza. 
  • Chusteczki Olay/Olaz do stosowania przed depilacja znajduja sie w kazdym opakowaniu depilatora Silk-épil 7. Chusteczki zmiekczaja i chlodza skore. Dzieki temu optymalnie przygotowują ja do depilacji, pomagajac w osiagnieciu efektu jedwabiscie gladkiej skory.

No i w końcu nadszedł dzień, kiedy długość włosków na moim ciele (nogi, pachy, bikini) osiągnęła zawrotną długość dosłownie ok. 1 mm i zdecydowałam się użyć "piekielnej maszyny" - tak to sobie bowiem wyobrażałam... że zaraz cierpieniom nie będzie końca a ja zdegustowana rzucę go w kąt. Odpaliłam depilator na najwolniejszych obrotach (zapaliła się lampka, która ma pomóc "widzieć" nasze owłosienie) - stosując najszerszą nakładkę - przeznaczoną do depilacji nóg i przejechałam sobie wolnym tempem po łydce. I co? Nie poczułam nic... hmmm dziwne - nie działa chyba.... ale miejsce było gładziutkie, wiec chyba jednak zadziałało. Odpaliłam więc depilator na najszybszych obrotach i zaczęłam sobie "jeździć" po nóżkach jak gdyby nigdy nic. Nie czułam żadnego bólu czy też dyskomfortu - czułam natomiast dumę - że tak mi gładko idzie i nic nie boli.

No tak ale to były nogi - podobno z nogami jest najłatwiej i z reguły najmniej boli. Nałożyłam więc drugą - węższą nakładkę - przeznaczoną do depilacji okolic delikatnych jak bikini oraz pachy i zdecydowałam, że na drugi rzut pójdą paszki. Tutaj przyznam ciut bolało, ale że rejon pach jest po prostu małym obszarem do golenia to lekki ból był do przezwyciężenia i za drugim razem praktycznie już niczego nie czułam. Teraz po kilku razach takiej depilacji i prostu staję sobie przed lustrem, podnoszę rękę do góry i ciach ciach - włosków nie ma.

Okolice bikini - tutaj miałam ciężki orzech do zgryzienia - są to okolice bardzo delikatne, gdzie nawet depilacja woskiem boli jak nie wiem. Z uwagi na to, że okolice bikini mam mocno wydepilowane - tutaj "zabawa" z depilatorem wymagała ode mnie ogromnej odwagi - no i co... nic - bolało mniej niż pachy chociaż ciut bardziej niż nóżki. Dziwne... w istocie dziwne ale bardzo mnie ten fakt ucieszył, bo w końcu nie musiałam już regularnie chodzić do kosmetyczki na tzw. "wosk" :)

Kolejna obserwacja - włoski kompletnie nie wrastają po depilacji tym depilatorem - o dziwo zdarzało się to, kiedy depilowałam się woskiem u kosmetyczki - teraz jednak mam święty spokój na jakieś dwa tygodnie, do czasu  aż  włoski znowu nie osiągną długości jakiegoś 1 mm i mogę depilatora użyć ponownie.

Albo ja jestem dziwna albo ten depilator w rzeczywistości jest niezwykły. A zauważcie, że cały czas depilowałam się na sucho, bez użycia tych "magicznych" chusteczek.

Nie wiem czy Wasze przygody z depilatorem brzmią dokładnie jak moja. Uwierzcie mi, do tej pory depilatora nie miałam w dłoni a teraz.... nie zamieniłabym takiej depilacji na nic innego. Dość że jest szybka, skuteczna to jeszcze prawie bezbolesna. Dla mnie bomba - czego chcieć więcej poza gładziutkim na kilka tygodni ciałem.

Bo chyba grunt to trafić na dobry sprzęt lub może po prostu okazać się osobą odporną na ból tak jak ja. Wiem, że recenzje depilatora Braun Silk-épil 7 Wet & Dry ukażą się jeszcze na kilku innych blogach i jeśli spostrzeżenia dziewczyn będą podobne do moich - będę pewna jednego - to nie ja jestem dziwna - to depilator Braun Silk-épil 7 Wet & Dry  jest po prostu doskonały.

Cena depilatora Braun Silk-épil 7 Wet & Dry - około 500 zł.

UZUPEŁNIENIE DO RECENZJI

Postanowiłam uzupełnić recenzję o moje wrażenia po zastosowania depilatora podczas kąpieli w wannie oraz pod prysznicem - a miałam lekkie obiekcje. Po pierwsze czułam lekki dyskomfort i strach przed włożeniem go do wody - czy aby nie przestanie działać i czy aby nie "popieści" mnie prąd. Moje obawy były jednak bezpodstawne - depilator działa bez zarzutu przy kontakcie z wodą a depilacja - zwłaszcza nóg idzie dużo łatwiej niż "na sucho". Depilator lekko ślizga się po skórze i rewelacyjnie radzi sobie nawet z najmniejszymi włoskami. 

Teraz jestem przekonana w 100% - to produkt idealny a w dodatku zajmuje bardzo mało miejsca w walizce, tak więc spokojnie możemy zabierać go ze sobą w podróż. Chociaż wydepilowane nim ciało przez równy tydzień nie wymaga powtarzania "zabiegu".

Glamorous Life czyli brokatowo i malinowo z Essence Colour & Go

wtorek, czerwca 05, 2012

Glamorous Life czyli brokatowo i malinowo z Essence Colour & Go

Dzisiaj szybka notka o moim nowym lakierze do paznokci Essence z serii Colour & Go w kolorze Glamorous Life. Lakier ten ma być szybkoschnący - i nic bardziej mylnego 3 warstwy a nawet dwie schły około 2 godzin!!!! I nawet wysuszacz nic tu nie pomógł - ale efekt jaki uzyskałam bardzo mi się spodobał. To taka mocno iskrząca malina wpadająca w czerwień. Plusem jest to, że nie wycierał się przez kilka dni na końcach paznokci i trzymał się około tygodnia. No coś za coś - długo schnie ale dobrze się trzyma - no i cena bodajże ok. 6 zł rekompensuje tę niedogodność.

Wiem, że sporo z was nie lubi błyszczących brokatowych lakierów - ale ja tak i gdyby nie to że schnie godzinami należałby do moich ulubieńców.


Relacja ze spotkania bloggerek z Ambasadorkami marek Pantene i Olay

piątek, czerwca 01, 2012

Relacja ze spotkania bloggerek z Ambasadorkami marek Pantene i Olay

Równo tydzień temu, ja i 9 pozostałych bloggerek kosmetycznych, wzięłyśmy udział w spotkaniu z Ambasadorkami marek Pantene i Olay - Martą Żmudą-Trzebiatowską (Pantene) oraz Julią Pietruchą (Olay). Impreza została zorganizowana specjalnie dla nas przez Agencję Partner of Promotion a opiekowała się nami przemiła Ola. 

Courtesy of Agata Ma Nosa
Event rozpoczął się o godzinie 13.00 - w salonie Wella na ulicy Smoczej w Warszawie. Zostałyśmy przedstawione Ambasadorkom i rozpoczęła się prezentacja obu marek - dzięki której dowiedziałyśmy się mnóstwo interesujących rzeczy na temat nowych linii Pantene oraz Olay a także mogłyśmy swobodnie rozmawiać z zaproszonymi specjalnie na tę okazję Ambasadorkami. Po prezentacjach był czas na zjedzenie wspaniałych dań, które zostały dla nas przygotowane - ja jako ogromy łasuch - spróbowałam dosłownie wszystkiego - krewetek w cieście, sałatki z krewetek, kurczaka w curry oraz deserów - crème brûlée i pysznych tart z owocami.

Courtesy of Agata ma Nosa
Po przekąsce był czas na zdjęcia z Martą i Julią, a potem kilka godzin w trakcie których miałyśmy do dyspozycji kosmetolog, która doradzała nam jak pielęgnować skórę oraz stylistkę włosów Agnieszkę, pod której okiem dziewczyny miały "robione włosy". Ja w międzyczasie oddałam się w ręce pani kosmetolog, która zrobiła mi cudowny i relaksujący masaż a także miałam badaną skórę - za pomocą dziwnej maszyny.


Pomimo tego, że cała impreza kręciła się wokół Pantene i Olay, to jednak czas spędzony w gronie koleżanek, które do tej pory znałam wyłącznie z ich blogów był bezcenny. Poznałam "naszą" Obsession czyli Kaśkę, Agatę (Agata Ma Nosa), Ewaluację, Krzyklę, Saurię (akurat z Martą znamy się już od dawna), Dezemkę oraz Anię. Jeśli o kimś zapomniałam to krzyczcie - dopiszę :)

A już dzisiaj, tj. 1 czerwca spotkanie bloggerek kosmetycznych w Warszawie w restauracji Five - do zobaczenia wieczorem... no i oczywiście spodziewajcie się obszernej relacji również i z tego spotkania.

Courtesy of Obsession
Oczywiście żeby szczęścia było mało - każda z nas otrzymała mnóstwo kosmetyków Pantene i Olay, które zostały dobrane specjalnie do naszej skóry oraz włosów.


Chciałam w imieniu swoim oraz koleżanek bloggerek serdecznie podziękować za czas, który został nam poświęcony podczas wspaniale zorganizowanej imprezy. Mam nadzieję, że to dopiero pierwsze takie spotkanie i będzie ich co raz więcej. 

A oto co, napisały do nas Ambasadorki:

Drogie Dziewczęta!
Chciałam jeszcze raz serdecznie Wam podziękować za mile spędzone piątkowe popołudnie. Cieszę się, że mogłam Was wszystkie poznać i wymienić się z Wami poglądami na temat pielęgnacji włosów i nie tylko. Dla mnie, jako ambasadorki marki Pantene, było to o tyle ważne spotkanie, że wiem już  co myślicie o reklamowanych przeze mnie produktach  i cieszę się, że służą Wam w równym stopniu jak i mnie! Życzę Wam dalszych sukcesów w urodowej edukacji Polek. Sama z chęcią zajrzę na Wasze blogi, aby dowiedzieć się "co w trawie piszczy"!
Pozdrawiam i mam nadzieję do zobaczenia na kolejnym takim spotkaniu,
 Marta Żmuda Trzebiatowska

Serdecznie dziękuje wszystkim Blogerkom, które miałam możliwość poznać na spotkaniu organizowanym przez Olay.
Mam nadzieję, że będziecie wspominać ten dzień równie miło jak ja, nie tylko ze względu na rozmowy z ekspertkami, ale też ciepłą, niewymuszoną atmosferę. Życzę wam samych sukcesów i jeszcze lepszych blogów.
Uściski,
Julia Pietrucha

Obsession, Siouxie, Sauria