Recenzja Missha Matte BB Cream

czwartek, września 08, 2011

Recenzja Missha Matte BB Cream

Jak pisałam wczoraj, podjęłam współpracę z drogerią internetową Pink Melon. Do testów otrzymałam pełnowymiarowy (aż 50ml) produkt - BB krem Missha Matte Vita zawierający SPF20 PA++.



Ponieważ do tej pory moim ulubionym BB kremem był Missha Perfect Cover, miałam duże oczekiwania w stosunku i do tego produktu.

Ale na początek kilka słów o BB kremach, dla tych z Was które nie miały jeszcze z nimi styczności.

BB to skrót od Blemish Balm. Blemish, to po angielsku skaza a balm - to balsam. Jednym zdaniem BB krem to kosmetyk mający nam pomóc w walce z niedoskonałościami cery. Pielęgnuje i jednocześnie leczy. BB kremy to wynalazek Azjatów, a wszystkie wiemy, że Azjatki moga poszczycić się alabastrową, idealną cerą. A BB krem ma pomóc nam osiągnąć własnie takie efekty. 

BB kremy to wielofunkcyjne kosmetyki, które posiadają właściwości, nawilżające, odżywcze, pielęgnujące i lecznicze. Zawierają wysokie filtry UV, które jednak w niektórych BB kremach są niestabilne, ale nie mniej są. Mają konsystencję dość gęstych fluidów, niektóre są bardziej, inne mniej kryjące - to zależy od firmy. BB krem możemy stosować jako sam podkład, albo bazę pod inny fluid (to zależy od naszej inwencji). Ponieważ BB kremy są produktami azjatyckimi, a Azjatki mają bardzo jasną karnację, z reguły występują w dość jasnych kolorach, które niekoniecznie mogą nam pasować. 

Aplikacja BB kremu na skórę sprawia, że stapia się on idealnie z cerą - często dopasowuje się do jej tonacji. Koloryt skóry jest wyrównany, cera wygładzona, pory mniej widoczne. Są zalecane dla osób po zabiegach chirurgii laserowej (ja miałam 2 lata temu zabieg Fraxel Laser) aby odnowić naskórek, pomóc w jego regeneracji oraz zmniejszyć widoczność skaz i blizn po trądziku - ja niestety takowe posiadam a bolesny i niesamowicie kosztowny zabieg Fraxel wcale mi nie pomógł.

Stosowanie BB kremów ma również rozjaśnić naszą skórę, przebarwienia i zmniejszyć powstawanie wyprysków.

BB kremy zostały stworzone własnie dla takich jak ja - z nierówną cerą, z rozszerzonymi porami i widocznymi bliznami po trądziku z lat młodzieńczych, z nadal pojawiającymi się niespodziankami na twarzy pomimo mojego wieku. Generalnie nie ma się czym chwalić - trzeba z tym żyć i przynajmniej pomóc sobie stosując porządne kosmetyki. Między innymi dlatego powstał ten blog.

Ale wróćmy do Missha Matte...

Co pisze o nim dystrybutor, czyli Pink Melon

"Klasyczny krem BB - idealny dla cery wrażliwej. Krem zapewnia naturalne pokrycie przy okazji lecząc wszelkie zmiany skórne. Zawiera roślinne ekstrakty - m.in z bylicy oraz dyni. Skóra jest nawilżona i jedwabista.

Jest to kosmetyk 4 w 1: łagodzi, nawilża, chroni i pokrywa skórę, dzięki czemu zbędne jest użycie podkładu."


BB krem Missha M Vita zawiera 7 podstawowych kompleksów witamin, które pochodzą ze składników naturalnych, łagodzący ekstrakt z grejpfruta oraz wyciąg z perełkowca wąskolistnego, który ma za zadanie uspokoić i leczyć wypryski i inne problemy naszej skóry.

Opakowanie: duża, porządna tubka z dzióbkiem do dozowania odpowiedniej ilości kremu - estetyczna kolorystyka, bardzo ładnie komponuje się na mojej toaletce.

Konsystencja: dość gęsta, kremowa ale łatwo się rozsmarowuje po twarzy. Krem jest wydajny - niewielka kropka wystarczy nam na poszczególne partie twarzy. Ładnie się rozprowadza, nie zostawia smug oraz plam.

Zapach: kremowy, przypomina mi zapach kremu Nivea, bardzo przyjemny i mało wyczuwalny.

Krycie: raczej średnie, drobne wypryski musiałam jednak potraktować korektorem. Ale co ciekawe - bardzo dokładnie wniknął we wszystkie rozszerzone pory i blizny po trądziku, tak, że były praktycznie niewidoczne - co się bardzo rzadko u mnie zdarza. Cera była ujednolicona i wyjątkowo rozpromieniona. 

Kolor: dość jasny - według mnie coś pomiędzy Missha PC 21 a 23, jeśli wiecie o co chodzi. Trochę bardziej różowy od Missha 23. W związku z tym, iż opalałam się w czerwcu, teraz jestem dość blada - idealnie stopił się z moją skórą. Po kilku minutach lekko utlenił się i dostosował do jej kolorytu. Za tydzień ponownie jadę na urlop, więc jak wrócę - nie mam mowy o jego stosowaniu, ale będzie doskonały na zimę jak już po opaleniźnie nie zostanie żaden ślad.




Działanie: jak już napisałam - bardzo dobrze wyrównuje strukturę skóry, nawet tej niedoskonałej, świetnie wnika w pory, nie podkreśla zmarszczek. W ciągu dnia nie załamuje się w bruzdach mimicznych i pod oczami, a to ważne. Świetnie nawilża skórę - wyjątkowo nie musiałam pod podkład aplikować bazy czy kremu nawilżającego - nałożyłam go na skórę przetartą wyłącznie tonikiem z ogórka Body Shop - będzie doskonały na zimę, kiedy skóra będzie wymagała czegoś nawilżającego. Kompletnie nie podkreślił suchych skórek (la la) a teraz najważniejsze - zmyłam makijaż dopiero około 18.30 - czyli wytrzymał na mojej buźce około 11 godzin - bez jednej poprawki - nieprawdopodobne :) No i nie zapchał moich gigantycznych porów - przez cały dzień zero nowych niespodzianek - a to już sukces. 

Dzień z Missha Matte uważam za bardzo udany. Jutro również go zastosuję, chociaż ostatnio moim faworytem był City Matt Lirene, ponieważ co BB krem to BB krem :)

Zdjęcia po aplikacji Missha Matte - pierwszy raz prawie nie widzę swoich porów



Pragnę podziękować Pink Melon za przekazane do testowania produkty, zapewniam Was, że ten fakt nie miał wpływu na moją ocenę, która jest w 100% obiektywna i wyraża moją własną opinię na temat kosmetyków. 

Wasze odczucia na temat sklepu Pink Melon niech będą wyrażane na forum, mój blog nie jest miejscem do tego. Wszelkie negatywne komentarze, będą usuwane.
Pharmaceris T Krem intensywnie nawilżający

poniedziałek, września 05, 2011

Pharmaceris T Krem intensywnie nawilżający

Literka T w gamie produktów firmy Pharmaceris to program "Dermopielęgnacja skóry trądzikowej". Dzięki uprzejmości tej firmy, dostałam do testów wiele jej produktów i nie mogłam się oprzeć przetestowaniu kremu, który wzbudził moją wielką ciekawość - Krem Intensywnie nawilżający Sebomatt - Moistatic.



Moja skóra postawia wiele do życzenia ale jakoś muszę z tym żyć i sobie radzić przy pomocy dobrych kosmetyków pielęgnacyjnych. Tak więc po tygodniu stosowania tego kremu na noc i na dzień po przyjściu z pracy i zmyciu makijażu mogę już co nieco o nim powiedzieć. 


Krem ten jest przeznaczony do skóry wysuszonej i podrażnionej w wyniku stosowanej farmakoterapii i po zabiegach kosmetycznych. Co prawda nie leczę się farmakologicznie ale stosowane preparaty do zwalczania wyprysków wysuszają i lekko podrażniają moją skórę tak, że jest ona sucha jak pergamin.



Na stronie Pharmaceris możemy o nim przeczytać:
"Krem nawilżający, będący niezbędnym uzupełnieniem kosmetycznej kuracji przeciwtrądzikowej, przyspiesza regenerację skóry ze skłonnością do łojotoku oraz powstawania zmian zapalnych i zaskórników. Zawiera wysoko aktywne składniki o właściwościach nawilżających, odżywczych i łagodzących. Ekstrakt z błękitnej algi intensywnie łagodzi istniejące podrażnienia i stany zapalne. Receptura kremu wzbogacona specjalnym biomimetycznym kompleksem wspomaga naturalną funkcję obronną skóry, przywracając jej witalność oraz zdrowy wygląd. Zapewnia długotrwałe nawilżenie, które jest niezbędne do prawidłowego rogowacenia naskórka oraz chroni przed zamykaniem ujść gruczołów i powstawaniem nowych zmian zapalnych. Zawartość mikrogąbeczek pozwala wchłaniać nadmiar sebum znajdującego się na skórze. Zawiera hipoalergiczną kompozycje zapachową. Testowany klinicznie i dermatologicznie. Pozytywna ocena dermatologów."

Moja recenzja:

Opakowanie: wszystkie produkty Pharmaceris mają podobne, estetyczne opakowania - różnią się tylko kolorystyką w zależności od serii. 

Zapach: bardzo przyjemny, lekko cytrusowy, nie drażni

Konsystencja: kremowo żelowa - leciutka i delikatna, bardzo dobrze się rozsmarowuje po twarzy, wydajny - niewielka ilość wystarczy nam na całą buzię.

Działanie: natychmiastowo się wchłania nie pozostawiając na twarzy tłustego filmu, nie rolkuje się i nie waży. Skóra jest po nim w dotyku bardzo delikatna i jedwabista. Rzeczywiście świetnie nawilża a co ciekawe - również delikatnie matuje ale nie mamy uczucia ściągnięcia skóry jak przy tradycyjnych matujących kremach. Po tygodniu stosowania zauważyłam mniej wyprysków pojawiających się zarówno w ciągu dnia jak i w nocy (to moje przekleństwo), pory są zmniejszone, skóra wygładzona a przebarwienia po krostkach praktycznie niewidoczne. Moja skóra wygląda tak, że mogłabym spokojnie wyjść na ulicę bez makijażu i nie czuć wstydu. Krem spokojnie można zastosować jako bazę pod makijaż. Nie zapycha porów i nie drażni okolic oczu.



Cena: około 30 zł - do nabycia wyłącznie w aptekach.

Czy kupie go ponownie, jeśli skończy mi się opakowanie, które dostałam od Pharmaceris - z pewnością - to doskonała inwestycja, bo ten krem rzeczywiście nie tylko pielęgnuje ale i leczy. 


Skład: Aqua, Cyclopentasiloxane, Cetearyl Glucoside, Glycerin, Cyclohexasiloxane, Dimethicone, Hydrogenated Olive Oil Decyl Esters, Glycine Soja (Soybean) Seed Extract, Sorbitol, Cera Alba (Beeswax), Methyl Methacrylate Crosspolymer, Polyacrylamide, C13-14 Isoparaffin, Triethanolamine, Sodium Hyaluronate, Laureth-7, Algae Extract, Ethylhexylglycerin, Ceramide 2, Phenoxyethanol, Methylparaben, Benzoic Acid, Dehydroacetic Acid, Polyaminopropyl Biguanide, Potassium Sorbate, Parfum


Sephora - kredka do brwi dla blondynek

poniedziałek, września 05, 2011

Sephora - kredka do brwi dla blondynek

Od jakiegoś już czasu szukałam dobrej kredki dla blondynek, która nie byłaby ani za jasna ani za ciemna. Podczas jednej z wizyt w Sephorze - natknęłam się własnie na kredkę dla blondynek - ze specjalną szczoteczką, którą mogłabym przeczesywać moje chyba lekko krzaczaste brwi , bowiem nie jestem fanką brwi wyskubanych na niteczkę :). Kredka jest w delikatnym brązowym kolorze - nie za ciemna - nie za jasna - wydała mi się w sam raz - poza tym jej twardość jest idealna, nie maże się po skórze i doskonale temperuje. 




Jednak coś jest z nią nie tak bowiem brwi wychodzą mi jak u Marleny Dietrich, zresztą same zobaczcie i pękajcie ze śmiechu. Zachęcona na blogu mojej ulubionej Idalii już zamówiłam żel do brwi Delia Onyx - czekam na niego z niecierpliwością - liczę że on okaże sie dla mnie produktem idealnym. A może Wy macie dla mnie jakieś rady i sugestie? Czekam na propozycje, a tymczasem...

Brwi naturalne:


Brwi a la Marlena :)

Powiększamy usta z Eveline Volume Lip Extreme

niedziela, września 04, 2011

Powiększamy usta z Eveline Volume Lip Extreme

Jako posiadaczka wąskich ust, od lat próbuję coś z tym zrobić bez ingerencji zastosowania wypełniaczy :) do tej pory jakoś bez szczególnych rezultatów. Na nic się zdały nawet słynne błyszczyki lip fusion. Postanowiłam więc kupić nasz rodzimy "plumper" - Eveline Volume Lip Extreme - w bezbarwnym kolorze 503. 


Co pisze o tym błyszczyku producent:
 
Formuła jest oparta na kompleksie LIP EXTREME, który rozszerza naczynka krwionośne i poprawia mikrokrążenie, powodując natychmiastowe zwiększenie objętości ust (w 5 minut). Kompleks witamin A i E zapobiega wysuszaniu, działa przeciwutleniająco i przeciwrodnikowo. Witamina C bierze udział w produkcji kolagenu. 

Błyszczyk powiększający usta został stworzony dla kobiet, które marzą o pełnych, zmysłowych ustach bez zabiegów chirurgicznych. W ciągu kilku minut usta stają się pełniejsze i bardziej kształtne, znikają drobne zmarszczki, kontur ust jest wyraźniejszy a naskórek wygładzony. Efekt powiększenia utrzymuje się do kilku godzin. Przed szkodliwym działaniem promieni słonecznych chronią filtry UVA i UVB.


Co o tym błyszczyku sądzę ja:
to niestety kolejny niewypał w powiększaniu ust - kompletnie nie widzę różnicy w wyglądzie swoich ust przed i po jego aplikacji. Poza uczuciem dość mocnego mrowienia, które towarzyszy nałożeniu praktycznie wszystkich błyszczyków powiększających usta, wizualnie nie ma efektów. W dodatku smak błyszczyka pozostawia wiele do życzenia. Po nawet przypadkowym oblizaniu ust, skrzywimy się z niesmakiem.

Jedynym plusem tego błyszczyka jest to, że nadaje ładny - lustrzany połysk, nałożony na ulubioną matową szminkę - chociaż optycznie powiększy usta. 

No i nie skleja ust - czego nie znoszę. Dodatkowy plus - jest niedrogi - w zależności od tego, gdzie zrobimy zakupy, kosztuje około 10 zł.

Ma przyjemny zapach, a uczucie mrowienia utrzymuje się przez długi czas. Czy żałuję swojego zakupu? Chyba nie, bo za tę cenę nie mogłam się spodziewać cudów.

Czy polecam go Wam? Raczej nie, szukajcie dalej alternatywy na naszym rynku. 


Jeśli macie swoich faworytów z tego rodzaju błyszczyków - piszcie - chętnie poznam Wasze opinie.




Pharmaceris F krem tonujący

sobota, września 03, 2011

Pharmaceris F krem tonujący

Dzięki współpracy z firmą Pharmaceris, otrzymałam do przetestowania krem tonujący z SPF 20 - kolor naturalny oraz opalony, a ponieważ dopiero za 2 tygodnie będę byczyć się na Wyspach Kanaryjskich, opalony pozostaje na półce do mojego powrotu.

I chociaż mamy już koniec lata - a kremy tonujące są doskonałą alternatywą dla tradycyjnych podkładów własnie na lato - postanowiłam właśnie dzisiaj go wypróbować. 



Krem tonujące znajdziemy w ofercie Pharmaceris pod literką F (to genialne, że Pharmaceris wymyśliła podział swoich produktów od rozpoczynającej ich nazwę pierwszej litery), czyli FLUIDY - obok fluidów intensywnie kryjących (o których wkrótce napiszę). 

Kremy tonujące Pharmaceris przeznaczone są do wszystkich rodzajów skóry, a że mamy tu do czynienia z dermokosmetykiem - są wskazane też dla skóry problemowej (jak moja) i wrażliwej.

Na stronie Pharmaceris możemy przeczytać, że 
"Innowacyjna formuła kremu uzupełniona delikatnymi cząsteczkami pigmentowymi wyrównuje koloryt skóry, zapewniając równocześnie doskonałą pielęgnację. Krem nadaje naturalny lekki odcień, przynosząc uczucie komfortu i świeżości. Intensywnie nawilża, dzięki zawartości wyciągu z kwiatów lilii wodnej, o dodatkowych właściwościach regenerujących i wzmacniających. Unikalne połączenie azjatyckich roślin zapewnia długotrwałe nawilżenie i odżywienie, pozostawiając skórę jedwabistą w dotyku. Nie pozostawia efektu maski."

Skład: Aqua, Ethylhexyl Methoxycinnamate, C12-15 Alkyl Benzoate, Cetearyl Ethylhexanoate, Propylene Glycol, Caprylic/Capric Triglyceride, Ethylhexyl Triazone, Isononyl Isononanoate, Potassium Cetyl Phosphate, Talc, Glyceryl Stearate, Cetyl Alcohol, Dimethicone, Butyl Methoxydibenzoylmethane, Nylon-12, Magnesium Aluminum Silicate, Glycerin, Xanthan Gum, Sorbitol, Disodium EDTA, Panthenol, Bambusa Vulgaris (Bamboo) Leaf/Stem Extract, Nymphaea Alba (Water Lily) Root Extract, Nelumbium Speciosum Flower Extract, Methylparaben, Diazolidinyl Urea, CI 77891, CI 77492, CI 77491, CI 77499



Moja recenzja:

Opakowanie: zawiera 30ml produktu, tubka zaprojektowana tak, że rzeczywiście kojarzy nam się z dermokosmetykiem - czyli produktem nie tylko upiększającym ale i leczniczym. Lekkie, poręczne i niewielkie.

Konsystencja: dość gęsta, ale bardzo delikatna i jedwabista. Świetnie rozprowadza się po twarzy, kompletnie nie tworzy zacieków i plam - które tworzą się często przy aplikacji innych kremów tonujących (dlatego już dawno temu na zawsze pozbyłam się ich z kosmetyczki).

Zapach: musiałam mocno niuchnąć aby cokolwiek poczuć - lekki pudrowy, przyjemny.

Krycie: średnie, ale myślałam, ze będzie gorzej - jeśli nie mamy na twarzy zbyt wielu wyprysków czy przebarwień, nawet korektor nie będzie potrzebny do ich zakrycia.

Kolor: naturalny - wpada lekko w beż - nie jest ani różowy ani brzoskwiniowy - mam wrażenie że lekko ziemisty, ale po nałożeniu na jasną skórę delikatnie utlenia się dopasowując się do koloru skóry.

Cena: około 20 zł - do nabycia wyłącznie w aptekach.

Doskonale nawilża i odświeża, nie musimy aplikować pod niego bazy czy kremu - sam krem tonujący w zupełności wystarczy. Co ciekawe - krem również świetnie matuje - dla mnie bomba, bo myślałam, ze po kremach tonujących zazwyczaj mamy lekko błyszcząca skórę - a tu taka miła niespodzianka. Praktycznie nie trzeba pudrować buzi, chociaż jeśli to lubimy - spokojnie możemy - pędzelek nie przyklei nam się do twarzy - bo krem świetnie przylega do skóry, ale jej nie ściąga co czasami lubią robić tradycyjne fluidy matujące. Nie zapycha porów.

Jeśli szukamy doskonałej alternatywy dla ciężkich podkładów a nie mamy doskonałej cery jak ja - krem tonujący Pharmaceris jest właśnie tym, czego szukamy. Z pewnością go kupię ponownie i wam również radzę to zrobić.



Na prowadzenie wysuwa się Lirene City Matt

czwartek, września 01, 2011

Na prowadzenie wysuwa się Lirene City Matt

Po waszych komentarzach na temat podkładu Lirene City Matt, zdecydowałam się zacząć swoje testowanie produktów, które otrzymałam od Lirene właśnie niego. Ponieważ moja problematyczna cera jest baaardzo wybredna i mało który podkład u mnie się sprawdza, miałam ogromne oczekiwania w stosunku do tego podkładu.



No i co? Po ekstatycznych opisach fluidów Dermacolu czyli Double Effect oraz Acnecover - definitywnie po dzisiejszym dniu - City Matt wysunął się na prowadzenie. 

Ale zacznijmy od początku. Dostałam w paczce dwa odcienie tego podkładu - ponieważ na chwilę obecną jestem dość bladolica, zdecydowałam się na odcień 207 beżowy. Idealnie stopił się z moja skórą - kryjąc wszystkie przebarwienia i drobne krostki. Pod podkład użyłam bazy od dwufazowego fluidu Dermacol Double Effect, która doskonale się sprawdza. I po raz pierwszy od nie pamiętam jak długiego czasu - WCALE nie musiałam poprawiać makijażu w pracy. Jako wykończenia użyłam pudru Synergen aby nie móc zwalić idealnego matu skóry na puder matujący Dermacol Mattifying.



Kilka słów o samym podkładzie:

Zapach - zwyczajny, lekko pudrowy, prawie niewyczuwalny
Konsystencja - średnio gęsta - świetnie się rozprowadza
Opakowanie - lekkie, plastikowe, higieniczne
Kolory - gama kolorów dość uboga, bo zawiera 5 odcieni - jasny 103, naturalny 204, beżowy 207, toffee 208, tiramisu 209, ale uważam, że każda z nas znajdzie dla siebie odpowiedni kolor.

Co o nim pisze producent:

Fluid nowej generacji matująco-wygładzający, ma właściwości wygładzające i matujące. Specjalna formuła Nylon 12 sprawia, że skóra jest jedwabista i doskonale matowa. System mikrogąbeczek pochłania nadmiar sebum. Witaminy E i C doskonalą kondycję skóry twarzy i zachowują jej młody wygląd.
Cena około 20 zł.

a to ja po przyjściu z pracy - może trochę nosek wymaga zmatowienia




Skład: Aqua, Cyclomethicone, Polymethyl Methacrylate, Glycerin, Cetyl PEG/PPG-10/1 Dimethicone, Polyglyceryl-4 Isostearate, Nylon-12, Sodium Chloride, Beeswax (Cera Alba), Magnesium Sulfate, Tocopheryl Acetate, PEG-8, Tocopherol, Ascorbyl Palmitate, Citric Acid, Ascorbic Acid, Isopropyl Titanium Triisostearate, Phenoxyethanol, Methylparaben, Benzoic Acid, Dehydroacetic Acid, Parfum, Linalool, Hydroxyisohexyl-3-Cyclohexene, Carboxaldehyde, Alpha Isomethyl Ionone, Limonelle, Benzyl Benzoate, Benzyl Salicylate, Hexyl Cinnamal, Butylpenyl Methylpropional, Coumarin, Geraniol, Hydroxycitronellal, Citronellol, Isoeugenol, Eugenol, Cl 77891 (Titanium Dioxide), Cl 77489 (Iron Oxide), Cl 77491 (Iron Oxide), Cl 77492 (Iron Oxide), Cl 77499 (Iron Oxide)