Eveline BB Cream - prawie jak BB krem ale prawie robi wielką różnicę

piątek, sierpnia 24, 2012

Eveline BB Cream - prawie jak BB krem ale prawie robi wielką różnicę

Nie będę owijać w bawełnę - to nie będzie bardzo pochlebna recenzja, nie będzie też jednak bardzo zła. Z tym kremem definitywnie jest coś nie tak jak powinno. Eveline w tym przypadku nie zachwyciło nie tylko mnie ale i moja koleżankę Darię, która gruntownie przetestowała ten BB krem na swojej skórze. Krem musiała testować Daria, bowiem kolor, który otrzymałam - przeznaczony jest do ciemniejszej karnacji a ja należę do bladolicych.


Po pierwsze - parę cudownych obietnic od producenta:
Błyskawiczny efekt 6 w 1:
- wyrównuje koloryt cery
- pokrywa zaczerwienienia i niedoskonałości
- intensywnie nawilża 48h
- wygładza i rozświetla
- redukuje oznaki zmęczenia
- SPF 15 chroni przed UVA/UVB

Kompleksowy krem BB 6 w 1 przeznaczony jest do każdego rodzaju cery. Lekka konsystencja kremu idealnie wtapia się w cerę, nie zatyka porów, pozwala skórze swobodnie oddychać. Krem łatwo i równomiernie rozprowadza się na skórze, zapewniając jej natychmiastowy efekt BABY FACE™ - doskonale wygładzonej skóry. Unikalna formuła intensywnie nawilża, skutecznie ujednolica i subtelnie rozświetla cerę. Po zastosowaniu kremu oznaki zmęczenia są zredukowane, a skóra odzyskuje naturalny blask i energię. Odżywcza formuła z bioHYALURON PLUS COMPLEX™, koktajlem witamin (A, C, E, F), kofeiną i proteinami jedwabiu intensywnie i długotrwale nawilża, rozświetla i wygładza cerę. Pigmenty mineralne idealnie wyrównują koloryt skóry, maskują niedoskonałości i przebarwienia. Minerały morskie oraz AQUAPHYLINE® nawilżają oraz chronią skórę przed nadmierną utratą wody. BioKolagen i Pro-Elastyna zapewniają jędrność, gładkość i elastyczność. Faktor SPF 15 doskonale chroni skórę przed szkodliwym promieniowaniem UVA/UVB i wolnymi rodnikami.

Test samooceny przeprowadzony na wybranej grupie kobiet potwierdził skuteczność:
- Wyrównanie kolorytu do 90%
- Pokrycie niedoskonałości do 86%
- Intensywne nawilżenie do 95%
- Wygładzenie i rozświetlenie do 90%
Produkt występuje w dwóch odcieniach: dla cery jasnej i śniadej.


A oto test samooceny Darii:

Opakowanie – klasyczne tubka w beżowym kolorze - z zakrętką, w przyjemnej dla oka kolorystyce – gramatura 50 ml. Krem zapakowany był w bardzo estetyczne, przyciągające oko kartonowe pudełeczko - tutaj brawo dla Eveline - bo pierwsze wrażenie - wizualne jest bardzo pozytywne. 


Zapach – przyjemny, delikatny.

Konsystencja – lekka, bardziej przypomina zwykły krem do twarzy niż typowy lekko mazisty BB krem (niektóre BB kremy maja bardzo gęstą i treściwą konsystencję a po twarzy rozprowadzają się jak maść).

Aplikacja – bezpośrednio palcami na oczyszczoną skórę. Dobrze się rozprowadza i nie smuży przy nakładaniu. 

Efekt/Działanie – po pierwsze należy podkreślić, iż skrót Skrót `BB` w nazwie swojego kremu Eveline wywodzi od `Blemish Base`, nie od `Blemish Balm Cream`, więc nie mamy tu doczynienia z prawdziwym azjatyckim BB kremem - może stąd właśnie tyle rozbieżności w jego działaniu. 

Wbrew temu co deklaruje producent krem ten nie wyrównuje kolorytu cery. Nie radzi sobie również z pokryciem zaczerwienień i niedoskonałości, nawet tych najmniejszych. Nie zauważyłam tez redukcji oznak zmęczenia. Niestety w wysokiej temperaturze spływa z buzi, kompletnie nie nadając się do stosowania w pełni lata.

Jednakże nie da się ukryć, ze doskonale nawilża (moja cera jest przesuszona od stosowania kuracji kwasem glikolowym), usuwa objawy ściągnięcia skóry na policzkach. Plusem jest również filtr faktor SPF 15. Ze względu na to, ze spadły temperatury używam go jako bazy pod makijaż. Ponieważ posiadam odcień dla karnacji śniadej usuwa on różnicę pomiędzy opalonym dekoltem a całkiem nie opaloną skórą na twarzy i szyi. W tym przypadku spełnia swoje zdania bardzo dobrze – utrzymuje makijaż na twarzy w sposób zadowalający. Jednak do stosowania samodzielnego… hmmmm tylko przy nieskazitelnej skórze na buzi.


Cena - 15 zł - więc jest niewielka - dla porównania dobre azjatyckie BB kremy kosztują od 80 zł do nawet 200 zł. 

Czy kupiłabym ten produkt ponownie – niestety nie, ponieważ nie spełnia najważniejszych dla mnie obietnic producenta takich jak krycie, redukcja zaczerwienień i niedoskonałości.

Ocena ogólna 2/5

Zarówno ja jak i Daria dziękujemy Eveline oraz serwisowi Uroda i Zdrowie za udostępnienie kosmetyku - fakt ten nie miał wpływu na niniejszą recenzję
Prawie ideał... czyli Eveline Big Volume Lash Professional Mascara 100% Black Lashes

piątek, sierpnia 17, 2012

Prawie ideał... czyli Eveline Big Volume Lash Professional Mascara 100% Black Lashes

Mogę powiedzieć NARESZCIE, mogę powiedzieć koniec poszukiwań - jestem bezgranicznie, totalnie i do cna zakochana w tuszu Eveline Big Volume Lash Professional Mascara 100% Black Lashes - a poszukiwaniom tuszu idealnego dla moich byle jakich rzęs nie było końca...


Do tej pory moim ulubieńcem był Hean Absolute Express Volume, niezły był Hean Boom Lashes polubiłam się też z Golden Rose 3D Lash Defined ale dopiero  Eveline Big Volume Lash Professional Mascara 100% Black Lashes  (co za strasznie długa nazwa) robi z moimi rzęsami to, co tusz powinien robić - ładnie je wydłuża, podkręca i leciutko pogrubia. W dodatku ta dziwna karbowana szczoteczka (myślałam, że będzie beznadziejna i nie będę umiała nią "operować" ) sprawdza się świetnie. Po raz pierwszy podczas malowania oczu nie brudzę sobie górnej powieki tuż nad linią rzęs - a było to notoryczne. Tusz trzyma się pięknie przez cały dzień, nie grudkuje, nie kruszy się - jedynie po kliku godzinach lekko odbija mi się w postaci tzw. łapek - ale to niewielka wada tego tuszu bowiem efekt możecie same zobaczyć. 


Na stronie Eveline przeczytamy o nim:
100% PROFESJONALISTA DLA RZĘS Z CHARAKTEREM 
Tusz Big Volume Lash 100% Black Lashes to prawdziwy profesjonalista w tworzeniu niepowtarzalnego makijażu oczu. Dzięki specjalnie zaprojektowanej szczoteczce oraz unikalnej formule maksymalnie zwiększa objętość rzęs i nadaje spojrzeniu wyjątkowo intrygującego charakteru. 

Idealna kompozycja prowitaminy B5, protein oraz naturalnego wosku carnauba niesamowicie wydłuża rzęsy i zalotnie je podkręca. Opatentowana, niezwykle giętka i elastyczna szczoteczka BUBBLE FLEXY BRUSH TM doskonale dopasowuje się do rzęs, dodając im megagęstości. Już za pierwszym pociągnięciem rzęsy pokryte są warstwą intensywnie czarnego tuszu, który ekstremalnie długo się utrzymuje. Kolejne aplikacje potęgują efekt precyzyjnie rozdzielonych i pogrubionych rzęs, bez grudek i sklejania. Krótsze włoski szczoteczki nanoszą tusz na pojedyncze rzęsy, a dłuższe idealnie je rozczesują i unoszą do góry.
Rzęsy są profesjonalnie podkreślone, a Twoje spojrzenie przykuwa uwagę jak nigdy dotąd!

Efekty: 
- głęboki kolor czerni
- równomierne rozprowadzenie tuszu od nasady aż po końce
- dokładne rozdzielenie bez grudek i osypywania się 
- widowiskowo zwiększona objętość rzęs 

Plusy:
  1. ta dziwna szczoteczka jest bardzo łatwa "w obsłudze"
  2. głęboki czarny kolor
  3. nie kruszy się i nie grudkuje
  4. wydłuża i lekko pogrubia rzęsy
  5. łatwo się zmywa nawet wodą i preparatem do mycia twarzy
  6. niska cena 13,50 zł
Minusy:
  1. odbija się na górnej powiece po kilku godzinach tworząc tzw. łapki
  2. Eveline nie jest dostępne w sieciowych drogeriach
Czy kupiłabym go ponownie - TAK, pomimo tego, że co jakiś czas muszę sprawdzać czy nie odbił mi się na górnej powiece. Ale w końcu moje rzęsy wyglądają tak, jak tego zawsze chciałam.

Ocena ogólna 4/5


dla porównania tak wyglądają moje rzęsy "naked"


Tusz otrzymałam w ramach akcji zorganizowanej przez portal dla kobiet Uroda i Zdrowie

Niszcz pryszcz luksusowo czyli Esencja Francuska Synesis

czwartek, sierpnia 16, 2012

Niszcz pryszcz luksusowo czyli Esencja Francuska Synesis

Blogerki od dawna współpracują z firmą Synesis. Ja mam do niej szczególny sentyment, bowiem jest to pierwsza marka obecna na naszym rynku, która mi zaufała i podjęła ze mną współpracę, kiedy mój blog jeszcze raczkował. 


Firma co jakiś czas raczy mnie swymi ekskluzywnymi produktami - bowiem do takich należą kosmetyki firmy Synesis a Esencja Francuska jest produktem z najwyższej półki. Począwszy od przepięknego, szklanego flakonika, który cudownie wygląda na toaletce po niesamowity zapach i właściwości tego, co jest w niej ukryte. 

Na stronie internetowej sklepu Synesis możemy przeczytać:
Esencja francuska SYNESIS zawiera aż 7 doskonale skomponowanych składników aktywnych, pochodzących z ekologicznych upraw:
  • wodę z mięty pieprzowej, 
  • ekstrakt z zielonej herbaty, 
  • ekstrakt z liści melisy, 
  • aloes, 
  • wodę z kwiatów pomarańczy, 
  • wodę rozmarynowo-werbenową
  • wodę lawendową.
Esencja francuska SYNESIS jest preparatem silnie pielęgnującym i odświeżającym. Dzięki zawartości wyciągów z mięty pieprzowej i melisy, produkt ma doskonałe właściwości oczyszczające i odświeżające, dlatego wspaniale sprawdza się w pielęgnacji skór zanieczyszczonych, z tendencją do przetłuszczania 

Produkt SYNESIS zawiera także ekstrakty z zielonej herbaty i lawendy, działające bakteriobójczo. Esencja francuskawspomagana jest wyciągiem z kwiatów pomarańczy bogatym w witaminy C, A, B, B12, dzięki czemu ma dodatkowe właściwości antybakteryjne, zmniejsza zaczerwienienia, łagodzi stany zapalne i zmniejsza opuchliznę w okolicach oczu. Esencja francuska zawiera także bioflawonoidy przez co wspaniale sprawdza się w pielęgnacji skóry naczynkowej.

Ekstrakty z aloesu i rozmarynu działają antyseptycznie, zwiększają ukrwienie skóry, nawilżają ją, działając przy tym ujędrniająco i zapobiegając tworzeniu się zmarszczek. Dzięki zawartości werbeny aplikacja synezyjnej esencji jest niezwykle przyjemna, aromatyczna i odprężająca. 

RECENZJA

Opakowanie - przecudowna, pięknie zaprojektowana szklana (szroniona) - dość ciężka buteleczka ze złotym odkręcanym korkiem. Buteleczka jest niestety niewielkiej pojemności, bo jedynie 50ml. Przypomina mi starodawne flakony perfum, które z powodzeniem mogłyby się znaleźć na toaletce Marii Antoniny czy też Pani Walewskiej :). Flakonik przyszedł zapakowany w piękną torebunię (tam teraz trzymam inne swoje skarby) - w taką samą są pakowane kosmetyki Synesis, jeśli kupicie je online lub w sklepie - to doskonały pomysł na prezent.


Zapach - w pierwszej chwili wydał mi się dziwny - lekko miętowy (to dzięki zawartości mięty pieprzowej), mocny i świdrujący nosek jakby zawierał alkohol. Kiedy wylewamy płyn na wacik - zapach jest bardzo intensywny ale po chwili staje się praktycznie niewyczuwalny - przyzwyczajamy się do niego lub ciut się ulatnia. 

Konsystencja - płynna - tonik. 

Aplikacja - wylewam niewielką ilość płynu na wacik i przecieram nim twarz - wyłącznie wieczorem - przed snem bowiem lekko wysusza skórę (chociaż jest to kosmetyk, który alkoholu nie zawiera). Na tak stonizowaną skórę nakładam ulubiony krem. Esencję stosuję tez punktowo - w ten sposób jest ona bardziej wydajna, bo jeśli "chluśniemy" sobie jej zbyt dużo na wacik to 50ml zużyjemy w mgnieniu oka (otwór jest jednak niewielki więc nam to nie grozi). Punktowo, to jest na miejsca zmienione czyli pryszcze/krostki jak kto woli. Tak potraktowany kilka razy nieprzyjaciel ładnie nam przysycha i po jakiś dwóch dniach nie ma po nim śladu, nawet jeśli należał do tak zwanych uporczywych wrogów. Czyli bakteriobójcze działanie potwierdzone.

Efekt/Działanie - znakomicie odświeża i tonizuje skórę tłustą i mieszaną (jak moja) - do skóry suchej nie polecam bo chociaż produkt nie ma w składzie alkoholu, to jednak lekko wysusza skórę a zwłaszcza stany zapalne. Bardzo dobrze reguluje wydzielanie sebum - skóra w ciągu dnia mniej się błyszczy a pory są lekko ściągnięte i mniej widoczne. Stosowany regularnie powoduje, że wypryski pojawiają dużo rzadziej, a te obecne ładnie zanikają. Jest to produkt mało wydajny jeśli chcielibyśmy stosować go w dużej ilości zamaczając cały wacik - dużo bardziej wydajne jest stosowanie miejscowo na miejsca, gdzie mamy widoczne krostki lub rozszerzone pory. Początkowo zapach może wydać się specyficzny i mocny ale po kilku tygodniach stosowania przyzwyczaiłam się do niego i tak go polubiłam, ze czasem wącham go sobie z buteleczki (wiem wiem to trochę szalone). UWAGA - jeśli mamy ranki na skórze - podczas tonizowania skóra może lekko piec (znowu dziwne bo przecież nie mamy tu alkoholu...) 


Cena - jak to u ekskluzywnych produktów Synesis - jest również ekskluzywna - flakonik 50ml kosztuje aż 91 zł i powiadam - jeśli Cię na niego nie stać (tak jak mnie) to zamów go sobie u kogoś jako prezent, bo warto mieć go w swojej kosmetyczne tudzież na toaletce - ta interesująca mieszanka 7 składników rzeczywiście luksusowo działa na pryszcze.

Ocena ogólna 4/5

Dziękuję firmie Synesis za przekazanie tego niezwykłego produktu, cieszę się, ze mogłam go bliżej poznać a fakt ten nie miał wpływu na moją ocenę. 

Welcome to Miami czyli Essence Miami Roller Girl mam i ja

wtorek, sierpnia 14, 2012

Welcome to Miami czyli Essence Miami Roller Girl mam i ja

Cała kolekcję Essence Miami Roller Girl pewnie znacie - jako limitka dostępna była również w Drogerii Rossmann. Właśnie stamtąd wróciłam, ale skusiłam się jedynie na "słynny" już trójkolorowy (gradientowy) róż do policzków oraz nudziakowo-opalizujacy cień. 


Za cień zapłaciłam 5,99 zł a za róż 11,99 zł.

Oto swatche:


A Wy macie już coś z tej serii?
Na waszą prośbę prezentuję jak róż wygląda na policzkach (pomadka Kryolan dla GlossyBox, na oczach liner Peggy Sage oraz ten delikatny cień Essence Roller Girl, tusz - Eveline)


Perfekcyjne dziwadło czyli Enzymatyczny puder myjący Suiskin

piątek, sierpnia 10, 2012

Perfekcyjne dziwadło czyli Enzymatyczny puder myjący Suiskin

Kiedy Pani Anna z My Asia  zaproponowała mi, że w ramach naszej współpracy dostanę do przetestowania puder myjący do twarzy Suiskin (podobno idealny do cery z problemami - jak moja) byłam sceptycznie nastawiona. Po pierwsze - byłam przyzwyczajona do tradycyjnych kosmetyków, którymi zmywam codziennie makijaż - żelów lub emulsji oczyszczających i płynów micelarnych po drugie ta nazwa "puder myjący" kojarzyła mi się trochę z proszkiem do prania (dosłownie). Potem przyszła paczuszka a w niej tajemniczy produkt zamknięty w plastikowej 100ml buteleczce, której przez dobre 15 min. nie mogłam otworzyć (pomimo tego, że instrukcja była całkiem jasna) - ach typowa blondynka :)


W końcu uporałam się z zamknięciem i wysypałam sobie na dłoń niewielką ilość pudru, który w istocie przypomina własnie proszek do prania i taki tez jest w dotyku. Jednak wszystko zmieniło się, kiedy połączyłam go z wodą - po krótkiej chwili proszek zamienił się w delikatną pieniącą emulsję, która bardzo dobrze rozprowadziła się po dłoniach (nie spływała, nie skapywała) i mogłam wykonać nią delikatny masaż twarzy aby dokładnie ją oczyścić. 

Proszek (puder) nie posiada zapachu - jest bardzo neutralny i naturalny - coś w stylu kosmetyków dedykowanych dla dzieci. Przy tym jest ogromnie wydajny - aby uzyskać ilość wystarczającą do dokładnego oczyszczenia twarzy wystarczy wysypać na dłoń niewielką jego ilość - dokładnie tyle, ile prezentuję na zdjęciu. 


Po miesiącu codziennego stosowania go rano i wieczorem (w połączeniu z kremem o którym już pisałam oraz tonikiem antybakteryjnym) - zauważyłam, że:
  1. skóra mniej się przetłuszcza a przy tym mniej świeci w ciągu dnia, nawet kiedy jestem umalowana;
  2. nie wyskakują mi już tak często krostki i zaskórniki a istniejące dotychczas - poznikały 
  3. pory nie są już tak widoczne a do tego są czyściutkie i niepozapychane
  4. skóra delikatnie się złuszcza (jak po peelingu enzymatycznym) ale nie jest przesuszona

To bardzo ciekawy produkt, z którym dzięki My Asia zetknęłam się po raz pierwszy - nawet nie wiedziałam o tym, że takie kosmetyki są produkowane a tym bardziej dostępne na naszym rynku. Niestety ceny produktów Suiskin są wysokie ale zważywszy na wydajność enzymatycznego pudru i fakt, iż po miesiącu praktycznie mi go nie ubyło, cena 125,96 zł nie wydaje się aż tak astronomiczna. W dodatku, puder ma bardzo długi termin ważności, wiec to inwestycja na dłuższy okres czasu.


Jako ciekawostkę podam, że My Asia prowadzi własnego (bardzo młodego jeszcze) bloga pod adresem http://myasiabeauty.blogspot.com - znajdziecie tam ciekawostki i opisy azjatyckich kosmetyków, które są dostępne w ich sklepie.  

A oto, co można przeczytać na blogu My Asia o pudrach myjących:

Ideą utworzenia nowego produktu do mycia twarzy jest dogłębne oczyszczanie skóry z wszelkich zanieczyszczeń, kurzu oraz makijażu. Produkt jest szczególnie polecany do skóry tłustej, problematycznej oraz trądzikowej gdyż oczyszcza skórę, zwężając pory oraz reguluje wydzielanie sebum. Ponadto pudry myjące dzięki swojej sypkiej strukturze dłużej utrzymują świeżość oraz posiadają silniejsze działanie gdyż składniki aktywne dopiero w trakcie mycia wiążą się z wodą. 
Najczęściej pudry myjące posiadają w swym składzie jeden z podstawowych wypełniaczy kosmetycznych a mianowicieskrobię kukurydzianą (Zea Mays Starch). Dzięki temu produkt ma sypką konsystencję oraz zapewnia pochłania nadmiar sebum świetnie oczyszczając skórę. Skrobia kukurydziana jest również stosowana w kosmetykach do makijażu (pudry do twarzy) jako zamiennik talku posiadając właściwości matujące. Oprócz materiału bazowego pudry myjące zawierają w swoim składzie inne składniki odżywcze oraz witaminy (A, C, E), które posiadają właściwości antyoksydacyjne i rozjaśniające. Bardzo często można również spotkać w zawartości delikatne środki myjącekwasy AHA oraz ekstrakty z owoców(papaina), które posiadają właściwości antybakteryjne, złuszczają martwy naskórek doskonale oczyszczając skórę. 
Pudry myjące posiadają praktycznie, plastikowe, poręczne opakowanie z charakterystycznym otwarciem z dziurką. Po usunięciu zabezpieczenia za każdym razem po przechyleniu buteleczki zostanie odmierzona dokładnie taka sama ilość produktu. Dzięki temu nie wysypiemy nadmiaru kosmetyku i szybko przystąpimy do oczyszczania skóry.
Każda szanująca się i powszechnie znana firma azjatycka posiada w swoim asortymencie pudry myjące. Kosmetyk ten produkuje m.in.Skin79, Skinfood, Etude Hous, Innisfree, Suiskin, Dr Jart+ oraz wiele innych. Na stronie internetowej sklepu są dostępne pudry myjące firmy L'arcobanelo oraz Suiskin.

Ocena ogólna 5/5

Dziękuję firmie My Asia za przekazane kosmetyki, fakt ten nie miał wpływu na moją ocenę. 
Under Twenty dla Over Thirty czyli Fluid Matujący effect perfect cover

środa, sierpnia 08, 2012

Under Twenty dla Over Thirty czyli Fluid Matujący effect perfect cover

Podkład matujący Under Twenty effect perfect cover dostałam w ramach współpracy z Laboratorium Kosmetycznym Pani dr Ireny Eris w marcu i od tamtej pory, w zależności od tego w jakiej kondycji jest moja skóra - stosuję go zamiennie z moim ulubionym Pharmaceris z laktoflawiną


Te z Was, które mnie znają osobiście wiedzą, że niestety mojej skórze daleko do doskonałości. Od wielu lat poszukuję podkładu idealnego - takiego, który nie tylko pomógłby mi w odwiecznej walce z wyskakującymi niespodziewanie pryszczami, ale pozostawił skórę zmatowioną na długi czas - nie robiąc przy tym "efektu maski". Przez moją kosmetyczkę przewinęło się mnóstwo fluidów - ale rzadko któryś z nich zagościł w niej na dłużej, bowiem po jakimś czasie odkrywałam kolejny - lepszy (czasem gorszy) i tak do momentu aż poznałam serię podkładów Under Twenty (a wcześniej Pharmaceris z laktoflawiną). Na marginesie dodam, że podkładem, który poprzedził moją przygodę z Under Twenty był słynny Estee Lauder Double Wear, czyli podkład o którym krążą już legendy, że jest jednym z lepszych (owszem, zgadzam się ale nie jest idealny).

Marka Under Twenty do tej pory kojarzyła mi się z kosmetykami przeznaczonymi dla pryszczatych nastolatek ale nic bardziej mylnego. Kobiety po 30-ce (jak ja) a borykające się z odwiecznym problemem wyskakujących niespodzianek, rozszerzonych porów i błyszczeniem (nie tylko w strefie T) z powodzeniem mogą stosować tę serię a zwłaszcza podkłady Anti! Acne. Ja się przekonałam na własnej skórze, że te kosmetyki nie tylko nie szkodzą, ale i pomagają w codziennej walce z niedoskonałościami. 

Każda z nas wie, że niezależnie od wieku, są takie dni w miesiącu, kiedy stan naszej skóry pogarsza się. U mnie nasila się to szczególnie w upały, jakich mogłyśmy doświadczyć tego lata. Wtedy, aby ukryć (i zaleczyć) to, co własnie urosło na naszych buźkach stosuję podkład Under Twenty. Dostałam go w 3 odcieniach kolorystycznych i dzięki temu - w zależności od natężenia mojej opalenizny (lub jej braku) mam 3 kolory  idealnie stapiajace się z moją skórą. Kolor 130 - najciemniejszy z serii - uratował mnie po powrocie z urlopu, kiedy skórę miałam ładnie opaloną (ale nie spieczoną) a wszystkie inne podkłady były za jasne. W dodatku przez te upały nabawiłam się na twarzy mnóstwa dziwnych krostek i aby się ich pozbyć (wiem wiem może nie powinnam wtedy nic nakładać na skórę) na co dzień - do pracy stosowałam podkład Anti! Acne - nakładany oczywiście Beauty Blenderem aby uzyskać efekt naturalnego wykończenia a nie tapety. 

Działanie tego podkładu jest rzeczywiście widoczne gołym okiem:
  1. dobrze kryje krostki, przebarwienia ale daje przy tym bardzo naturalny efekt - jest lekki chociaż ma gęstą konsystencję - świetnie się rozprowadza i nie tworzy smug czy cieni
  2. nie podkreśla suchych skórek
  3. nie podkreśla rozszerzonych porów
  4. nie zapycha porów
  5. przyjemnie pachnie (jak grejpfrut)
  6. ma wygodny i higieniczny dozownik typu airless
  7. systematycznie stosowany pomaga leczyć istniejące niedoskonałości i zapobiega powstawaniu nowych
  8. matuje do 6 godzin (jako wykończenie stosuję biały puder ryżowy Mariza)
  9. ładnie wygładza skórę i daje efekt bardzo naturalnego makijażu przy jednoczesnym kamuflażu niedoskonałości.

Jedynym minusem jest fakt, iż występuje jedynie w 3 kolorach - naturalnym, piaskowym i beżowym ale całe szczęście - mi pasują wszystkie. 

Dodatkowym atutem jest bardzo niska cena - kosztuje bowiem około 13,00 zł, więc każdy może sobie na niego pozwolić (dla porównania 30ml Estee Lauder Double Wear kosztuje w Drogerii Douglas 165,00 zł a poszedł w kąt...)

Oczywiście, aby skóra nie przyzwyczaiła się do jego zbawiennego wpływu w fazie tzw. wysypu, kiedy jest w lepszej kondycji stosuję podkład Pharmaceris z laktoflawiną (czasem użyję te z słynnego BB krem Missha Perfect Cover ale na lato jest dla mnie ciut za ciężki).


Jak wiecie nastolatką nie jestem a z niedoskonałościami skóry walczę od nastu lat... Podkład ten pomaga mi w tym, abym bez kompleksów mogła iść do pracy, na imprezę czy też randkę. Jeśli macie podobne problemy do moich a chcecie wyglądać dobrze i co najważniejsze czuć się ze sobą dobrze - sięgnijcie po te podkłady a gwarantuję, że się nie zawiedziecie i to nie zależnie od tego czy jesteście Under Twenty czy też (mocno) Over Thirty jak ja.

Dziękuję Ani z Lirene za komplet podkładów - fakt ten nie miał wpływu na moją ocenę - po prostu je uwielbiam.