Pokazywanie postów oznaczonych etykietą asian store. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą asian store. Pokaż wszystkie posty
Lioele Vita Shake Pack witaminowa maseczka z owoców

czwartek, września 29, 2011

Lioele Vita Shake Pack witaminowa maseczka z owoców

Dzięki współpracy z Asian Store otrzymałam do przetestowania żelowe maseczki Lioele z serii Vita Shake Pack - Apple Mango (ma głęboko nawilżyć, zmiękczyć i usunąć martwy naskórek) oraz Cranberry (o działaniu rozjaśniającym i anty rodnikowym). Maseczki są zapakowane w maleńkie (5ml) saszetki - a jedna wystarczy do około 4-5 aplikacji, więc jest niezwykle wydajna. Pierwszą aplikację (Apple Mango) zrobiłam podczas urlopu tuz po zejściu z plaży - skóra była lekko zaczerwieniona od opalania - więc miałam nadzieję, że maseczka ją ukoi i nawilży. 



Opakowanie - malutkie 5ml fikuśne saszetki,  można je w wygodny sposób rozerwać i przez malutka dziurkę wycisnąć pożądana ilość. Lubie takie opakowania szczególnie podczas podroży, bo nie zajmą wiele miejsca w wakacyjnej kosmetyczce.
Zapach - prześliczny, owocowy i bardzo energetyzujący.

Konsystencja - żelowa, z drobinkami. Producent na swojej stronie pisze, że maseczki zawierają ziarenka owoców, ale drobinki przypominały mi raczej zbitą pulpę galaretki - niespecjalnie przypadło mi to do gustu. 


Aplikacja - wygodna, maseczka jest wydajna - niewielka jej ilość wystarczy nam na całą twarz.

Działanie - maseczka wyraźnie odświeżyła i głęboko nawilżyła moją skórę - efekt ten utrzymał się praktycznie przez cały dzień. Nie czułam ściągnięcia, to dziwne, bo okazało się że maseczki w swoim składzie posiadają alkohol - a tego nie lubię. Usunęła też martwy naskórek - który powstał po kilkudniowym opalaniu a pory były zmniejszone.




Cena - 9 zł za 3 sztuki.

Ogólne wrażenia - mam bardzo mieszane uczucia co do tej maseczki. Po pierwsze - nie przepadam za maseczkami żelowymi (całe szczęście nie okazała się typu peel off bo tych to szczególnie nie cierpię). Po drugie te dziwne drobinki powodowały, że przy aplikacji czułam jakbym smarowała się nie do końca zsiadła galaretką. Jednak bardzo podoba mi się zapach i opakowanie a także jej działanie i końcowy efekt. No i cena jest atrakcyjna. Jednak porównując ją do doskonałej maseczki Beauty Friends Essence Mask Sheet, o której pisałam wcześniej, wypada trochę słabiej.

Czy ja polecam - tak, ale raczej jako ciekawostkę. Czy sprawdzi się na dłuższą metę - zobaczymy, została mi jeszcze to przetestowania maseczka Cranberry. Jeśli efekty po jej zastosowaniu będą równie dobre, to myślę, że skusiłabym się ponownie na jej zakup, również z uwagi na niską cenę.

Maseczki występują w 6 rodzajach:


KIWI
Ekstrakt z kiwi delikatnie usuwa martwy naskórek, witamina K rozjaśnia cerę, która zyskuje świeży i młody wygląd.

PAPAYA
Papaja bogata w antyoksydanty zawiera również witaminy K i E, które uelastyczniają skórę i ujednolicają koloryt, cera jest wygładzona.

CRANBERRY
Witamina C utrzymuje z ryzach problematyczną skórę, rozjaśnia i działa antyrodnikowo.

APPLE MANGO
Głęboko nawilża skórę, zmiękcza i usuwa martwy naskórek, z pomocą witaminy A pozostawia cerę gładką.

LEMON
Cytryna bogata w witaminę C działa rozjaśniająco i antyrodnikowo oraz witalizuje cerę, która wygląda zdrowiej i młodziej.

BLUEBERRY
Bogata w witaminę B jagoda koi i łagodzi skórę. Dzięki obfitości w witaminę E poprawia nawilżenie, odżywienie i elastyczność.

Pragnę podziękować Asian Store za przekazane do testowania produkty, zapewniam Was, że ten fakt nie miał wpływu na moją ocenę, która jest w 100% obiektywna i wyraża moją własną opinię na temat przetestowanych kosmetyków..

LIOELE A.C CONTROL TROUBLE PATCH - czyli plasterki na pryszcze

środa, września 21, 2011

LIOELE A.C CONTROL TROUBLE PATCH - czyli plasterki na pryszcze

Od sklepu Asian Store dostałam kilka ciekawych produktów do przetestowania. Oprócz cudownego BB kremu Lioele Dollish Veil Vita, o którym już pisałam, otrzymałam też produkt wprost stworzony dla mnie, czyli plasterki na wypryski Lioele Trouble A.C Control Patch.



Kiedy czytacie ten post - leżę sobie własnie na plaży i wygrzewam swoje (nie napiszę stare) kości na Wyspach Kanaryjskich, ale plasterki zdążyłam przetestować tuż przed wyjazdem, kiedy na mojej brodzie zaczął pojawiać się tzw. Kevin - nieprzyjaciel. Kevin - nieprzyjaciel to taki bolący pryszcz, który potrafi wykluwać się przez wiele dni, skóra w tym miejscu jest zaczerwieniona, a pryszcza nie widać przez długi czas bo siedzi sobie gdzieś głęboko. I w tym miejscu do walki wkroczył pierwszy plasterek Lioele. 

Plasterki są naklejone na przeźroczysty kawałek plastikowej folii (jest ich 12 na jednej a 60 w całym opakowaniu) i trochę ciężko się je odkleja - ale dzięki temu w nocy nie odchodzą z zaklejonego miejsca i rano budzimy się z tym praktycznie niewidocznym plasterkiem, który przez sen miał zdziałać cuda. 

Lioele Trouble Patch zawierają kwas salicylowy oraz olejek z drzewa herbacianego, które mają pomóc nam w walce z pryszczem. Naklejamy plasterek dokładnie dociskając na zmienione miejsce na 8-12 godzin, a rano po pryszczu ma nie być śladu.



Dokładny skład produktu - Acrylates Copolymer,Propylene Glycol,WATER,Alcohol Denat.,Salicylic Acid,Water/Butylene Glycol/Alcohol Denat./Vitis Vinifefa (Grape) Seed Extract, Melaleuca Alternifolia (tea tree) leaf oil, Polysorbate 80, Allantoin, Sodium Hyaluronate, Phytosphingosine.

Działanie - w istocie plasterek z Kevinem zdziałał przez sen cuda - już po pierwszym zaklejeniu na noc - rano zaczerwienienia nie było wcale, a miejsce tak wcześniej bolące - już nie bolało wcale. Pryszcz zrobił się malutki i prawie niewidoczny, a po drugiej nocy puffff i go nie było.

To nie tylko doskonały produkt dla osób o problematycznej skórze takiej jak moja - każdej z nas od czasu do czasu potrafi pojawić się na twarzy jakiś Kevin, a wtedy ten niewidoczny plasterek doskonale sobie z nim poradzi. Miejsce po aplikacji nie jest wcale wysuszone - a tak działa większość kremów na wypryski, więc do doskonała alternatywa dla takich produktów.

Myślę, ze się zaprzyjaźnię z plasterkami Lioele na długi czas, bo Kevin potrafi zaatakować w najbardziej niespodziewanym momencie, na przykład przed wyjazdem na wymarzony urlop.



Pragnę podziękować firmie Asian Store za przekazane do testowania produkty, zapewniam Was, że ten fakt nie miał wpływu na moją ocenę, która jest w 100% obiektywna i wyraża moją własną opinię na temat przetestowanych kosmetyków.


Lioele Dollish Veil Vita od Asian Store recenzja

czwartek, września 15, 2011

Lioele Dollish Veil Vita od Asian Store recenzja

Najnowszy produkt Lioele dostałam do testowania dzięki współpracy z Asian Store. To Lioele Dollish Veil Vita BB SPF 25 PA ++. Po dwóch dniach stosowania, mogę więc popełnić recenzję.





Zacznijmy od tego, co pisze producent o tym produkcie:

Lioele Dollish Veil Vita to witaminowy krem BB 2w1 pełniący funkcję zarówno bazy pod makijaż jak i kremu BB - koryguje zaczerwienienia / żółte przebarwienia i zasinienia oraz kryje niedoskonałości i wyrównuje koloryt.




To krem BB nowego typu, który daje bardziej naturalny efekt, dzięki mikro kapsułkom dostosowującym się do Twojego koloru cery. Daje uczucie nawilżenia bez efektu tłustości.

Lioele Dollish Veil Vita zawiera 6 witamin, by kompleksowo dbać o Twoją skórę:
Witamina A (Retinol)
Witamina B5 (Pantenol)
Witamina C (Ascorbyl Glucoside)
Witamina E (Tocopheryl Acetate)
Witamina F (Tocopheryl Linoleate)
Witamina H (Biotin)

Dostępny w dwóch odcieniach:
1. Gorgeous Purple - Light Beige
2. Natural Green - Natural Beige



RECENZJA

Opakowanie - prześliczna i według mnie bardzo kobieca, lekka buteleczka w bardzo wygodnym dozownikiem. Podkład nie tryska z niego jak z fontanny - możemy wycisnąć dowolną ilość. taka urocza butelka z pewnością będzie pięknie prezentowała się na toaletce, a u mnie w pracy wzbudziła ciekawość.

Zapach - kremowo-pudrowy, przyjemny dla powonienia.






Konsystencja - średnio gęsta - po wyciśnięciu podkład ma zielony kolor (Natural Beige) - wybrałam własnie taki bo jest ciemniejszy od podkładu fioletowego (Light beige). Przy aplikacji bezpośrednio na twarz i rozcieraniu - podkład już nie jest zielony ale idealny w odcieniu mojej skóry. to chyba pierwszy BB krem, który idealnie dopasował się do jej odcienia. Nie był ani za jasny ani za ciemny. Oczywiście jak po tygodniu wrócę opalona, nici z jego stosowania - chociaż może mnie zaskoczy, ale na czas, kiedy nie jestem opalona - jest wręcz idealny.

Aplikacja i działanie - aplikacja fluidu jest bardzo łatwa - dzięki higienicznemu dozownikowi wyciskam odpowiednią ilość podkładu na nadgarstek i palcami bardzo dokładnie rozcieram na twarzy. 
Podkład dobrze rozsmarowuje się po skórze, nie zostawia smug ani zacieków i doskonale pokrywa wszelkie przebarwienia, niedoskonałości - nie robiąc przy tym tzw. tapety. Bardzo mnie to zaskoczyło, bo przy tak dobrym kryciu i sporej ilości która nałożyłam spodziewałam się efektu maski - a tu nic :) Interesujące jest to, że stał się praktycznie niewidoczny - nie podkreślił porów oraz blizn po trądziku, tylko idealnie je wygładził. Nawet moja koleżanka z pracy zapytała mnie co stosuję, bo buzia wydała się jej bardzo wygładzona i naturalna.

Matowanie - podkład, podobnie jak pozostałe produkty Lioele, których używałam (Water Drop oraz Beyond the Solution) - bardzo dobrze matuje - około 6 godzin. Po tym czasie wystarczyła jedynie bibułka matująca aby wyciągnąć sebum. Nie zapycha porów - nie wyskakują mi po nim przykre niespodzianki. 


To według mnie najlepszy z produktów Lioele - z uwagi na doskonałe krycie, brak efektów ubocznych i przepiękne opakowanie. Z czystym sumieniem mogę polecić Wam Dollish Veil Vita BB Cream :)


A tu ja w pełnej krasie, po zastosowaniu Lioele Dollish Veil Vita




oraz zbliżenia partii twarzy po nałożeniu podkładu Lioele



Pragnę podziękować firmie Asian Store za przekazane do testowania produkty, zapewniam Was, że ten fakt nie miał wpływu na moją ocenę, która jest w 100% obiektywna i wyraża moją własną opinię na temat przetestowanych kosmetyków.