niedziela, lipca 06, 2014

Z azjatyckiej półki czyli Lioele Volux Premium Serum

Od czasu do czasu sięgam po produkty azjatyckie - szczególnie upodobałam sobie markę Lioele i mam kilka hitów od tej firmy - jak punktowy żel na wypryski czy też Lioele Dollish Veil Vita. Przez prawie trzy miesiące używałam serum Lioele Volux Premium Serum i nadszedł czas aby podzielić się z Wami co sądzę na temat tego mało znanego w Polsce a okrzyczanego w Azji kosmetyku.


Do testów wybrałam go sobie sama - spośród oferty sklepu My Asia - stwierdziłam, ze azjatycki kosmetyk anti-aging powinien sprawdzić się na mojej 38 letniej skórze. Wcześniej zrobiłam mały research w sieci ale nie znalazłam na jego temat nic w języku, który bym znała a informacje na opakowaniu również nic mi nie mówiły. Dopiero na stronie Lioele znalazłam kilka zachęcających informacji w języku angielskim.

Co znajdziemy na jego temat na stronie dystrybutora czyli sklepu My Asia:

Lioele Volux Premium Serum - Serum przeciwzmarszczkowe silnie ujęrniające skórę. Zawiera 15% volufiliny (opatentowany bio-ekstrakt pochodzący z rośliny anemarrhenae asphodeloides) 
  • VOLUFILINE stymuluje powstawanie lipidów w komórkach tłuszczowych oraz wzmacnia zagnieżdżanie się tkanki tłuszczowej wewnątrz macierzy pozakomórkowej. Dzięki temu wzmacnia i uelastycznia tkankę podporową, modeluje policzki oraz daje efekt liftingujący. Volufilinajest uznawana za naturalny wypełniacz, pierwotnie była stosowana do zwiększenia objętości i podniesienia biustu. 
  • Serum zawiera ekstrakt z propolisu pszczelego co chroni skórę przed uszkodzeniami i wolnymi rodnikami, działa przeciwzmarszczkowo 
  • Obecność oleju macadamia i jojoba sprawia, że skóra staje się miękka, gładka i dogłębnie nawilżona 
  • Serum posiada silne działanie przeciwzmarszczkowe, przeciwdziała wiotczeniu skóry i utracie jędrności 
  • Skóra odzyskuje swoją strukturę i pierwotną sprężystość, poprawia się owal twarzy, głębokie zmarszczki ulegają wyraźnej redukcji 
  • Regularne stosowanie produktu sprawia, że skóra staje się bardziej jędrna, zwarta i gładka. Policzki są uniesione a cera wygląda świeżo i młodo


Po pierwsze serum ma przepiękne opakowanie - co prawda ogromna butla skrywa tylko 45 ml produktu ale rzeczywiście robi wrażenie. Mamy tutaj wygodny i higieniczny dozownik, który po przekręceniu spodu butelki chowa nam się a tym samym nie gromadzi zarazków. Po drugie dozownik wypsikuje nawet najmniejszą kroplę serum, więc nie musimy się obawiać, że wyciśniemy zbyt dużo. To jedno z najciekawszych opakowań kosmetyków jakie spotkałam. Serum pachnie cytrusami, ma delikatną "mokrą" konsystencję i od razu po nałożeniu na buzię i szyję daje nam zastrzyk energii i bardzo mocnego nawilżenia. 


Na stronie Lioele czytamy "it's like botox but safer" - czy rzeczywiście? Powiem tak - mam dość mieszane uczucia jeśli chodzi o to serum - z jednej strony rzeczywiście niesamowicie nawilża, rozświetla i ujędrnia skórę, ale ostatnio testowane przeze mnie kosmetyki na bazie jadu pszczelego dawały dużo lepsze rezultaty. W dodatku serum Bee Pure można stosować na dzień, pod makijaż a serum Lioele nadaje się wyłącznie do stosowania na noc, bowiem nie wchłania się całkowicie pozostawiając na buzi mokry (ale nie tłusty) film. Serum Lioele jest niesamowicie wydajne - jedno psiknięcie pompką daje nam tyle kosmetyku ile potrzeba do posmarowania całej twarzy a rzeczywiście jest to bardzo niewielka ilość. Po trzech miesiącach stosowania nie odnotowałam poprawy owalu twarzy czy tez jakiegoś spektakularnego efektu liftingującego ale za to spokojnie mogę powiedzieć, że skóra jest jakby bardziej gęsta, miękka i definitywnie ujędrniona a zmarszczki, które miały tendencję do powstawania przy kącikach ust - nie pogłębiają się. Może efekt działania byłby bardziej spektakularny gdybym była o jakieś 5 lat starsza i miała dużo głębsze zmarszczki? 


Póki co, jako kosmetyk na pierwsze oznaki starzenia sprawdził mi się połowicznie. Nadal mam wielką sympatię do marki Lioele i chętnie sięgam po nowości, które pojawiają się w sklepie My Asia. Jednak jeśli chodzi o najlepsze kosmetyki anti-aging, to póki co pozostanę wierna Bee Pure.

Cena opakowania to ponad 200 zł.

Dodatkowo skład podany na stronie dystrybutora, a którego brak na opakowaniu od razu nas razi - nie jest zły ale też nie zachwyca.

Skład: WATER, HYDROGENATED POLYISOBUTENE(AND) ANEMARRHENA, ASPHODELOIDES ROOT EXTRACT, GLYCERIN, BUTYLENE GLYCOL, BUTYROSPERMUM PARKII (SHEA BUTTER), NIACINAMIDE, CETYL ETHYLHEXANOATE , 1,2-HEXANEDIOL, GLYCERYL STEARATE, BETAINE, POLYSORBATE 60, MACADAMIA TERNIFOLIA SEED OIL, SODIUM HYALURONATE, CETEARYL ALCOHOL, MICROCRYSTALLINE WAX, ISOPROPYL MYRISTATE, SIMMONDSIA CHINENSIS (JOJOBA) SEED OIL, PROPOLIS EXTRACT, HYDROLYZED COLLAGEN, ACETYL HEXAPEPTIDE-8, "ROSMARINUS OFFICINALIS (ROSEMARY) LEAF OIL (AND)LAVANDULA ANGUSTIFOLIA (LAVENDER) OIL (AND)OCIMUM BASILICUM (BASIL) OIL(AND)SALVIA SCLAREA (CLARY) OIL(AND)PELARGONIUM GRAVEOLENS FLOWER OIL(AND)CITRUS GRANDIS (GRAPEFRUIT) PEEL OIL(AND)CITRUS LIMON (LEMON) PEEL OIL(AND)CITRUS AURANTIUM DULCIS (ORANGE) PEEL OIL(AND), CITRUS AURANTIUM BERGAMIA (BERGAMOT) FRUIT OIL", TOCOPHERYL ACETATE , ALLANTOIN, PANTHENOL, ADENOSINE, SORBITAN STEARATE, STEARIC ACID, DISODIUM EDTA , PEG-100 STEARATE